Historia nowenny. Początki nowenny do św. Teresy od Dzieciątka Jezus sięgają początku XX w. 3 grudnia 1925 r. jezuita, o. Puntigan rozpoczął tę nowennę w konkretnej intencji. O. Puntigan poprosił św. Teresę, aby jako znak wysłuchania prośby otrzymał od kogoś różę. W trzecim dniu nowenny nieznajoma osoba ofiarowała mu różę.Mam nadzieje, ze podzielenie się ta wielka łaska , jaka otrzymałem za pośrednictwem Najświętszej Pani doda wiary, tym którzy za pomocą Nowenny pompejańskiej powierzają jej orędownictwo w sprawach często beznadziejnych. Dzięki wstawiennictwu Najświętszej Matki powróciłem do życia! Przez wiele lat żyłem, tak jakby Boga nie było, zwyczajowo mawiałem o sobie „wierzący-niepraktykujący” – bawiło mnie to. Moja mama odeszła od taty, kiedy miałem 9 lat – ja pozostałem z nim, to doświadczenie rzuciło wielki cień na moje relacje z kobietami. Wiodłem intensywne kawalerskie życie, kiedy „jakimś trafem” dowiedziałem się, że kobieta, którą dawno temu skrzywdziłem od dłuższego czasu jest w separacji z mężem. Jakaś siła porwała mi serce do nieba, na myśl o tym, że będę mógł odbudować to co zburzyłem! Okazało się jeszcze, że ma synka, który choruje na dziecięce porażenie mózgowe – damy radę, pomyślałem sobie – choć nie miałem bladego pojęcia co to dla mnie oznacza. Wiele mówiła, o tym iż żyje nadzieją, iż będziemy mogli w przyszłości zawrzeć sakramentalny związek małżeński. Powiedziała mi również, że złożyła wniosek w Sądzie Kościelnym o uznanie jej małżeństwa za nieważne. Miała bardzo trudne życie, podziwiałem ją za to, że wciąż ma w sobie optymizm. Byłem przekonany, że ma solidne podstawy, aby taki wniosek złożyć. Wspierałem ją, choć chyba wewnątrz nie byłem przekonany, czy to ma dla mnie jakiś sens – w końcu mój tata też myślał, że to na całe życie, a stało się inaczej…ale coś jednak we mnie zaczęło się zmieniać. Mijały lata oczekiwania, w tym czasie urodził się nam syn i nic… moja frustracja sięgała zenitu, widziałem jak jej na tym zależy i … odkryłem, że mi również zaczęło. Wiele osób mówiło nam, że mamy dać sobie z tym spokój, że to tylko papier i tyle – ale coś głęboko w sercu kazało mi trwać. To był czas kiedy Bóg bardzo mocno doświadczał mnie podczas uczestnictwa we Mszy Świętej. Jako żyjący w związku niesakramentalnym byłem wykluczony ze spożywania ciała Chrystusa – początkowo nie wzbudzało to we mnie żadnych emocji, później przyszedł czas, kiedy z zawiścią i zazdrością patrzyłem na tych , którzy mogą to czynić. Po tym czasie przyszedł czas pogodzenia się z tym faktem, że to ja jestem temu winien – kiedy to zrozumiałem, nastał czas dziękowania Bogu za tych, którzy żyją ewangelią i godni są jego święte ciało spożywać. Mijał jedenasty rok oczekiwania na dekret, który miał wydać Metropolitalny Sąd Kościelny – mawia się, że nadzieja umiera ostatnia. Jedenaście lat oczekiwania, kiedy w przypadku wielu osób trwało to jedynie dwa lub trzy lata – nie pamiętam, jak to się stało, że dowiedziałem się o sile Nowenny Pompejańskiej, że Matka Boża przy jej pomocy wyprasza nam ogromne łaski. Powiedziałem Maryi na głos, to co i tak wiedziała, że poprzez ten związek sakramentalny dokonać się może moje zbawienie, że gotów jestem na to, aby przed Panem Bogiem ślubować miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że będę z moją żona po kres moich dni. Odmawiałem cztery części różańca, z wiarą jakiej nigdy wcześniej w sobie nie miałem. Nie wyobrażam sobie, teraz z perspektywy czasu odmawiania Nowenny, bez rozważania tajemnicy światła, daje ona tyle nadziei. Na dwa dni przed zakończeniem części dziękczynnej otrzymaliśmy wiadomość, że jej poprzedni związek sakramentalny został uznany za nieważny!!! Dodam tylko, że sam dekret został wydany w grudniu, a ja kończyłem Nowennę w trzy miesiące od wydania dekretu zajęło jego dostarczenie i zostało dokonane, kiedy kończyłem Nowennę. Te wszystkie lata Matka Przenajświętsza opiekowała się mną i poprzez wytrwałość przygotowywała mnie do roli męża i ojca, abym dbał i walczył o ten związek darowany przez Boga zawsze i wszędzie. Matka Przenajświętsza uratowała nam życie! Dziękuję Ci Matko Pompejańska za wszelkie łaski za twoje orędownictwo i od dłuższego czasu noszę w sercu potrzebę podzielenia się tym, jak Matka Boża działa w moim życiu, które jest łaską. O Nowennie Pompejańskiej dowiedziałam się jeszcze na studiach od znajomej siostry zakonnej. Minęło parę miesięcy i wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa przygoda z tą modlitwą. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo Matka Boża mnie kocha. Pierwszą Nowennę odmówiłam na studiach w intencji znalezienia pracy dla mojego chłopaka. Dziś Grzegorz jest moim mężem, a prośba została wysłuchana. Mieszkałam wtedy w medycznym akademiku i nie miałam za dobrych warunków do modlitwy, dlatego często chodziłam do szpitalnej kaplicy i tam odmawiałam różaniec. Pewnej nocy w akademiku miałam sen, że przebywam w kaplicy, jest w niej jeszcze kilkanaście innych osób, kapłan na klęczniku i wszyscy odmawiamy różaniec. I wtedy postać diabła zaczęła mnie dusić i oplatać. Szatan chciał mnie wystraszyć, ale nie poddałam się i jeszcze gorliwiej odmawiałam różaniec. Dziś mój mąż ma dobrą, stałą pracę, a raczej służbę, za co dziękujemy Matce Bożej. Pod koniec studiów moje zdrowie zaczęło się psuć – ciągłe osłabienie, zawroty głowy, drętwienie kończyn. Dosłownie zasypiałam na siedząco. Lekarze stwierdzili bardzo wysokie miano przeciwciał boreliozy i zaczęła się półroczna kuracja antybiotykami. Łykałam kilka tabletek dziennie, chodziłam z wenflonem na zajęcia, schudłam 27 kilogramów, całe stypendium naukowe wydawałam na leki, ale poprawa nie następowała. Wtedy kolejny raz sięgnęłam po różaniec. Modliłam się o uzdrowienie z boreliozy. Na brzuch miałam już od dłuższego czasu, dziwną czerwoną plamę, którą lekarze uznali za rumień w przebiegu boreliozy. Mój narzeczony miał problemy z trądzikiem i przez przypadek (dziś wiem, że nic nie dzieje się przez przypadek) dostał się do dermatologa – od tak, bo ktoś inny zrezygnował. Przy okazji swojej wizyty opowiedział o mojej plamie. Doktor kazał mi przyjechać, bardzo przejął się moim stanem zdrowia, złapał się za głowę, gdy opowiadałam o ilości antybiotyków, które przyjęłam. Od razu pobrał mi głęboką biopsję i zaczęło się oczekiwanie na wynik. Jak się okazało, wycinek badał ten sam profesor, który oceniał Hostię w Sokółce. Po kilku tygodniach oczekiwania, okazało się że mam chłoniaka skóry, który rozwijał się we mnie latami. Od razu padło podejrzenie przerzutów do szpiku, bo po tylu latach utajenia było to najbardziej prawdopodobne. Znów chwyciłam za różaniec. Tym razem modliłam się o uzdrowienie z chłoniaka. W tym czasie przyjechała do nas znajoma siostra zakonna, która znała panią profesor onkolog i zaproponowała mi pomoc. Już w ciągu tygodnia leżałam na oddziale onkologii , miałam zrobione wszystkie badania , tomografię, PET i trepanobiopsję szpiku kostnego. W dzień, kiedy była odprawiona Msza Święta w Pompejach, pani profesor przyszła i oznajmiła, że o dziwo, chłoniak jest tylko w skórze i wystarczą same naświetlania, żeby się wycofał. Matka Boża kierowała mnie do wszystkich lekarzy, po prostu stawiała ich na mojej drodze jak anioły, a oni mnie prowadzili, za co jestem im ogromnie wdzięczna. To wszystko działo się w wakacje, przed naszym ślubem zaplanowanym na 6 września. Wydawało się że jest dobrze, lepiej być nie może, aż tu nagle po naszym ślubie, w listopadzie, półroczny siostrzeniec mojego męża zaczął tracić siły, nie podnosił główki, przestał ruszać rączkami. Lekarka genetyk od razu rzuciła podejrzenie o rdzeniowy zanik mięśni i diagnoza się potwierdziła. Ciężka postać SMA1- lekarze dawali Jerzemu kilka miesięcy życia. Wszystkim wokół świat się zawalił. Teściowa, babcia Jerzyka, zadzwoniła do mnie z płaczem, od razu powiedziałam jej o nowennie i wszyscy zabraliśmy się za jej odmawianie. Dziś Jerzy skończył dwa latka, żyje, mimo tego, że profesorowie nie dają mu żadnych szans. Jest radosny, przeżył sepsę i sam wyciągnął sobie rurkę do oddychania, pokazując, że potrafi oddychać i chce to robić sam. Jest w domu, ciągle pod opieką rodziców, wszyscy otoczyli go miłością. Tylko jeden Bóg wie, co będzie dalej, ale jedno jest pewne – Matka Boża ma go w swojej opiece. W grudniu zaszłam w ciąże i ogromna radość ogarnęła nasz dom. Lekarka Jerzyka zaproponowała mężowi i mi badania genetyczne w stronę rdzeniowego zaniku mięśni. Dodam, że co 40 osoba jest nosicielem tego zmutowanego genu. Okazało się, że mąż jest nosicielem, więc w sumie nie wiem dlaczego, chyba bardziej za namową lekarki i ja zrobiłam badanie. Ku ogromnemu zdziwieniu okazało się, że i ja jestem nosicielką zmutowanego genu!. Byłam wtedy w trzecim miesiącu ciąży. Ryzyko, że dziecko będzie chore, wynosiło 1:4. Świat nam się zawalił, płakałam codziennie, ale nie poddaliśmy się, od razu zaczęliśmy z mężem odmawiać Nowennę Pompejańską. Lekarka bez naszej zgody umówiła nas na amniopunkcję w Warszawie i bardzo się z tym spieszyła, żeby w razie czego zdążyć usunąć ciążę. Na wizycie powiedziałam jej, że wierzę w Boga, a nie w żadną amniopunkcję. Bardzo się zdenerwowała i kazała mi pisać rezygnację z leczenia. Przez całą ciążę odmawialiśmy z mężem Nowennę Pompejańską i modliliśmy się do Świętego Charbela. Brzuch nacierałam olejem Świętego Charbela, prosząc go o znak i wtedy Helenka kopnęła mnie sto razy. Wiedziałam, że będzie zdrowa. Matka Boża była z nami naprawdę. Odmawiając różaniec, często klękałam przy kanapie i pewnej nocy przyśniła mi się Matka Boża, która siedziała u nas właśnie na tej kanapie, w ręku trzymała szarą nić i była otoczona dziećmi. Bardzo nurtowało mnie pytanie, co to za nić, a wiedziałam, że nie był to różaniec. Po kilku dniach zastanawiania się wpisałam w wyszukiwarkę internetową „kolor nici genetycznej” i kazało się, że jest ona właśnie szara. Ciąża przebiegła prawidłowo, poród też i choć czekaliśmy kilka miesięcy na wyniki badań Helenki, to dziś wiemy, że jest całkowicie zdrowa i nie ma tego zmutowanego genu, na którego odziedziczenie miała 75% szans. Matka Boża jest z nami i Jej ingerencja uczyniła w naszym życiu kolejny cud. Dziś jestem w drugiej ciąży, Matce Bożej oddaję wszystko, co posiadam, także życie i zdrowie naszego nienarodzonego dzieciątka. Może piszę to wszystko chaotycznie, ale czuje, że powinnam ku pokrzepieniu serc dać świadectwo. Królowo Różańca Świętego módl się za wszystkich. Długo zbierałam się w sobie, żeby napisać to świadectwo. W wyjątkowym punkcie mojego życia, przyszedł różaniec – gdy zorientowałam się, że „coś jest nie tak”. Był to czas kiedy blisko 12 lat żyłam bez Boga, bez nadziei, bez światła. W październiku 2012 r. zaczęłam odmawiać pierwsze 10-siątki różańca. Szybko zorientowałam się, że trzeba wytoczyć „cięższe działa” i szukając w Internecie jakiegoś ratunku natknęłam się na Nowennę Pompejańską – zaczęłam ją odmawiać w intencji swojego nawrócenia. W trakcie odmawiania tej nowenny stopniowo zaczęły spadać łuski z moich oczu, aż zorientowałam się – i to był prawdziwy wstrząs dla mnie – że jestem służką diabła bo tkwię w okultyzmie po uszy a nie miałam świadomości, moje sumienie było niemal martwe! Zaczęłam się modlić ze zdwojoną siłą i powiedziałam Maryi i Bogu, że gdy przyjdą czasy ostateczne to ja chcę stać w armii Boga a nie diabła, bo tylko w armii Boga jest zwycięstwo, i błagałam by Bóg wyciągnął mnie ze szponów zła. Walka toczyła się na całego – zły nie był zadowolony z obrotu zdarzeń, delikatnie mówiąc. Gdy zbliżały się Święta Bożego Narodzenia – dostałam 40 stopni gorączki, która trzymała mnie przez 5 dni. Mimo to odmawiałam NP. Gorączką ustąpiła dopiero po świętach, więc wiadomo czyja to była sprawka. Na mszy w Boże Narodzenie nie mogłam być, ale odmawiałam modlitwę NP dzielnie – walczyłam o wszystko, o nawrócenie, o życie… walczyłam o być albo nie być. Krok po kroku. Dzień po dniu…. i przyszedł moment w styczniu kiedy zły zastawił na mnie sidła w innej postaci, ale wtedy wówczas tego nie widziałam… wpadłam w nie… 10 dni zabrakło mi do ukończenia 1 nowenny. Mimo to Maryja wysłuchała mojego błagania. W styczniu/ lutym trafiłam „przypadkowo” na mszę św. akurat były rekolekcje – ksiądz głosił, a ja w sercu czułam jakby to sam Bóg do mnie mówił słowo po słowie przez usta tego kapłana – następnego dnia wyspowiadałam się. Pierwsza spowiedź od niemal 12 lat… łzy, skrucha i mocne postanowienie od dziś jestem na każdej mszy świętej niedzielnej!… ale pułapka szatańska wciąż nie była rozpoznana…. do czasu. Przygotowywałam się w listopadzie 2013 r. do spowiedzi generalnej. Już żyłam sakramentami i prosiłam Boga, by pokazał mi grzech którego absolutnie nie jestem świadoma. W nocy miałam sen, bardzo namacalny, bardzo autentyczny o szczegółach nie będę pisać – ale fakt jest taki, że pułapka diabła została zdemaskowana, koszmar który mi się śnił (a śniły mi się często i fizycznie byłam niegdyś atakowana) ten straszny sen odsłonił kolejną prawdę i dał mi światło dlaczego nie ukończyłam NP i co powinnam oddać Panu, z czym zerwać, co definitywnie zakończyć, odciąć – jak to się mówi – jednym cięciem. Z koszmaru wybudzałam się bardzo łagodnie z modlitwą „Zdrowaś Maryjo” na ustach. Mimo, że noc była bezksiężycowa w pokoju panowała światłość i błogi spokój – czułam namacalną obecność Matki Najświętszej, która stoi w pokoiku, w którym spałam. Do spowiedzi generalnej przystąpiłam następnego dnia, oddałam wszystko Bogu – nowa droga na dobre rozpoczęła się… Zły już nie mógł nic wskórać. Na nowo, każdego dnia mówiłam złemu NIE, a Bogu TAK – wszystko prostując, prostując ścieżki dla Pana. Dostałam mnóstwo łask…. wiele rekolekcji w świętych miejscach Sanktuarium w Myśliborzu, które stało się moją ostoją ciszy, modlitwy, spotkania z Żywym Bogiem. Pan stopniowo zapraszał mnie do poznawania Go. Kolejną wielką łaską była modlitwa uwolnienia – prezent od Maryi w I sobotę miesiąca ( – akurat w miesiąc po tym jak odprawiłam nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca w intencji Niepokalanego Serca Maryi. W ten sam dzień dostałam Matkę Najświętszą na Patronkę na moje dalsze życie!!! Nic nie dzieje się przypadkowo. Maryja doprowadziła mnie do Pana Jezusa i sama zadbała o to, że dziś stoję w Armii Boga, namacalnie, realnie – jestem zawierzona przez ręce Maryi Panu Jezusowi. Moja mama w pewnym czasie widząc z dnia na dzień gwałtowną przemianę – sama zaczęła chodzić do kościoła i spowiadać się. Dziś staram się stać na straży wiary w domu, czasami pouczam, pokazuję- nie jest łatwo, bo nie wszyscy w najbliższej mi rodzinie są wierzący… Ich Pan jeszcze nie odnalazł – ale zaczął ode mnie. Wszystko jest łaską Jego. Modlę się Słowem Bożym na drodze Lectio Divina i ukochaną Medytacją Ignacjańską – Św. Ignacego, prawie na co dzień. Pan dokonał wielkiej zmiany, która wciąż trwa. Pojechałam także do Medjugorje w 2015 r. – gdzie owocem pielgrzymki stało się, że modlę się za pewnego kapłana a dziś także za 4 dziecko (Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego). Mam pokój serca, wiem kto jest moim Panem. I ze wszystkich sił kroczę za Nim, z Maryją, która trzyma mnie za rękę… bo jest Moją Matką z którą nie rozstaję się ani na krok…Także kochani w Panu – nie ma sytuacji beznadziejnych…. jakkolwiek by się Wam to mawiał ks. Sopoćko „Kto ma ufność w miłosierdzie Boże, ten nie zginie, choćby wpadł w najgorsze grzechy”. Bogu niech będzie chwała po wszystkie czasy!Moi mili! Ufajcie – wierzcie – i walczcie… „gwałtownicy zdobywają Królestwo Boże”Z Bogiem, „który jest, który był i który przychodzi”!Nowennę Pompejańską odmówiłem kilka razy, pierwszą Nowennę odmówiłem w intencji wyjaśnienia sytuacji w pracy, po kilku dniach wyjaśnia się sytuacja w mojej pracy. Minęło trochę czasu i byłem w Sanktuarium w Pompejach, akurat kiedy byłem w kościele odbywał się ślub tam. Po jakimś czasie postanowiłem odmówić Nowennę w intencji miłości, przyszłej żony. Aktualnie odmawiam, którąś z kolei Nowennę w tej intencji została mi ostatnia mała Nowenna. Obiecuję w słowach modlitwy: „Wszędzie głosić będę, jak dobrotliwie obeszłaś się ze mną”. „Aby niegodni, jak i ja, grzesznicy, z zaufaniem do Ciebie się udawali”. Choć nie otrzymałem jeszcze spełnienia mojej upragnionej prośby, to głęboko ufam i wierzę w cud. W tej intencji to jest moja ostatnia Nowenna, dlatego dziękuje za otrzymanie wiele łask za wstawiennictwem Ukochanej Mamy podczas tej modlitwy stałem się spokojniejszy, ufny Jezu oddaję się Tobie, troszcz się o mnie Ty. Choć zdaję sobie sprawę jaką walkę toczyłem ze złym, ile razy brakuje mi koncentracji na modlitwie, pojawiają się inne myśli, chwile zwątpienia. Polecam Różaniec to piękna modlitwa, zaufajcie Matce Bożej!Witam od kilku dni zbieram się do napisania świadectwa i jakoś mi nie wychodzi, jakoś nie wiem od czego zacząć więc zacznę od początku. 5 lat temu zmarła na raka moja przyjaciółka. Na 2 tygodnie przed śmiercią napisała do mnie kilka smsów, ponieważ mówienie ją męczyło. Jeden z tych smsów kończył się słowami „módl się za mnie”. 2 tygodnie później Basia już nie żyła. Po niecałym roku ten sms przyszedł do mnie podłączając się pod inny sms, a po przeczytaniu ginął nie zapisując się w pamięci telefonu. I tak przez 4 lata sms z prośbą o modlitwę przychodził kilka razy do roku pomimo odmawianych przeze mnie modlitw , wiadomości dalej przychodziły (zastanawiające jest to, że Basia napisała kilka smsów, a przychodził tylko ten jeden). Dopiero 1,5 roku temu, kiedy dowiedziałam się o NP postanowiłam ją odmówić i ku mojemu zdziwieniu od kilku miesięcy nie przyszedł żaden sms. Więc stwierdzam, że ta modlitwa ma ogromną moc i Matka Boża pomaga duszom w czyśćcu cierpiącym. I tak na koniec, Basiu, przyjaźń nie umiera nigdy, zawsze byłaś i będziesz moją przyjaciółką. Ty wiesz. Zawsze pamiętam o Tobie w wahałem się nad odmawianiem nowenny za poczęte dziecko teraz już wiem że córkę. Odmawiać czy nie odmawiać ? Mój starszy syn (7lat) modlił się o siostrzyczkę od mniej więcej roku, więc c pomyślałem ze to wystarczy ze on się modli, skoro już poczęła wiec jego modlitwa mam moc. ogromną i wszystko będzie w Porządku, a poza tym standardowe myli jak przed 2 poprzednimi że nie dam rady że nie ma czasu i tak dalej….Modle się przynajmniej jedna tajemnicę dziennie tak mi zostało po pierwszej nowennie więc może wystarczy pomyślałem, jednak Matka Boża miała inny plan. Wieczorem położyłem się spać i miałem sen jak to przyszła do mnie siostra mojej babci Maria (żyła wtedy) i pokazała mi wątłe dzieciątko i powiedziała ze muszę odmawiać Nowennę pompejańską to będzie dobrze i będzie zdrowa oczywiście zacząłem nowennę już rano po tym śnie. Weronika urodziła się cała i zdrowa wiem ze to dzięki nowennie i Matce Bożej i naszej . Jeśli chodzi o czas na nowennę to miałem i na Nowennę i na jeszcze przynajmniej jedną tajemnice dziennie dodatkowo i tak już mam , codzienna tajemnica . Byłem spokojny o każde badanie żony i Weroniki jak była w brzuszku. Jak się wahacie i nie wiecie czy warto czy będziecie mieć czas Matka Boża wam go zapewni a czy warto? tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak …….i jeszcze z miliard razy TAK i tak w nieskończonośćWitam, chciałam się podzielić moją przygodą z NP… jest to historia trochę długa.. ale chciałam opisać wszystko od początku… Jak Bóg mnie doświadcza? Być może sprawdza moje intencje? To jest właśnie moje świadectwo… Zaczęło się.. spontanicznie? Można by tak powiedzieć.. choć skłaniam się obecnie do stwierdzenia, że to raczej modlitwa mojej mamy, natchnienie Ducha Św. i łaska samej Matki Bożej.. Mieszkam w Anglii.. Kilka miesięcy temu rozmawiałam z moją mamą przez telefon.. Powiedziała mi, że modli się za mną NP. A co to jest? Było moje pytanie. Wytłumaczyła mniej więcej.. Nie chciałam jednak wiedzieć co to jest za intencja. Po rozłączeniu.. coś nie dawało mi spokoju.. W mojej głowie była myśl.. „Módl się i ty..”, „Módl się Magda”.. To było tak niesamowicie natarczywe, że w nocy nie mogłam spać… ”Za co mam się modlić?” „Módl się za Imrana, aby nawrócił się na katolicyzm.. Aby uwierzył w Jedynego Boga”. Imran jest muzułmaninem. Jest osobą, którą pokochałam całym swoim sercem. W tym czasie między nami działo się źle. Bardzo źle. A on wybierał się na swoją pielgrzymkę do Mekki. „Nosiło” mnie przez cały ten wieczór. Oczywiście w tym samym czasie tysiąc myśli.. „Ja?? Różaniec? Przecież jednego różańca dziennie nie odmówię.. a 3?”„To nie możliwe, nie mam czasu”, itp. Muszę wspomnieć, że w tym czasie moja wiara nie była ugruntowana. Owszem wierzyłam, chodziłam co niedzielę na Mszę Św., przestrzegałam postów. No i można by powiedzieć.. że to wszystko… nawet do spowiedzi bardzo rzadko chodziłam… Kolejny dzień, albo dwa dni później jednak rozpoczęłam.. pod wpływem impulsu? Natchnieniem Ducha Św.? Przez pierwsze kilka dni nie wierzyłam sama sobie.. 3 różańce? Pestka! Uśmiech na twarzy, szczęście w sercu…To był pierwszy tydzień. Po tygodniu zaczęły się schody.. Rozpoczęło się kuszenie.. Pierwsze głosy.. że po co się modlę.. stracę przez to Imrana.. Faktycznie w tym czasie on przestał już w ogóle telefonować i się do mnie odzywać.. Ja non stop płakałam, cierpiałam.. nie potrafiłam sobie dać rady.. Ale powiedziałam sobie, że to że się modlę za niego to przecież nie jest dla mnie.. to jest dla Boga! On nie ma być dla mnie.. Poszłam do spowiedzi.. Tego dnia odmówiłam krótką modlitwę i zawierzyłam się Matce Bożej.. Po spowiedzi, w domu podczas odmawiania pokuty poczułam się bardzo źle.. i nagle coś ze mnie wypłynęło.. z moich ust.. ciemna, gęsta chmura ..nie umiem tego dokładnie opisać.. Później poczułam się tak lekko.. wyszedł ze mnie zły duch.. Niesamowite łaski sama otrzymałam podczas odmawiania tej Nowenny.. nawrócenia samej siebie i czystości.. (Choć przypuszczam, że to również zasługa modlitwy mojej mamy .. która jak się później dowiedziałam modliła się o uzdrowienie moich relacji z mężczyznami. Także i jej modlitwę Matka Boża wysłuchała i myślę nadal wysłuchuje) Zaczęłam codziennie rano i wieczorem się modlić.. zaczęłam czytać pismo święte… plus niesamowite łaski otrzymali moi przyjaciele.. 2 osoby straciły pracę.. pomodliłam się za nich 10-ką różańca.. kolejny dzień telefony o pracę.. w jednym przypadku kontrakt, w drugim powrót do starej firmy… Pojechałam na święta Wielkanocne do domu. Tam miałam niesamowity spokój. Rodzina u boku.. wszyscy rozmodleni… Po powrocie do Anglii pierwszej nocy pojawił się sam zły. Zaczęło się od dziwnych dźwięków w moim mieszkaniu. Jakby ktoś butelkę plastikową zgniatał. Później jakby ktoś wrzucał kostkę lodu do szklanki.. Zapadłam w lekki sen. Zobaczyłam przystojną twarz.. przystojną.. lecz oczy były złe.. Zmieniały swój kolor.. Był na mnie zły.. był ogromnie wściekły. W tym czasie ciało moje sparaliżowane, nie mogłam się ruszyć, otworzyć oczu, nie mogłam nic zrobić. Zaczęłam odmawiać różaniec. Wizja zniknęła. Całą noc się modliłam. Bałam się, byłam wręcz przerażona… nad ranem koszmary… Rano dostałam natchnienie, żeby zawierzyć się i pomodlić do Michała Archanioła. Mama wysłała mi egzorcyzm, który można samemu odmawiać… można było odczuć że w moim mieszkaniu „powietrze się zmieniło”. Od tej pory zły nie ustawał.. kusił, że jak przestanę się modlić, Imran do mnie wróci.. później miałam jeszcze jedną nocną wizję.. zaczęło się podobnie.. Paraliż całego ciała, wizja twarzy.. w tym wypadku wyglądał bardziej jak gremlin, z odstającymi uszami.. Wcześniej słyszałam jak ktoś wchodzi po klatce schodowej.. nie były to zwykłe kroki.. raczej jakby kopyta.. to coś stanęło przed moimi drzwiami i chciało je otworzyć… słyszałam dźwięk klucza.. Chciał coś do mnie powiedzieć.. głos był spowolniony, zły… nie chciałam słuchać.. Zaczęłam się modlić.. wizja ustała.. On mnie nienawidzi.. bardzo.. czułam to każdą cząstką swojego ciała. Nowennę zakończyłam.. ostatni dzień to z jednej strony ulga, że już… z drugiej przykrość.. że tak szybko. Imran powrócił ze swojej pielgrzymki.. Odezwał się.. starał się, żebyśmy byli znowu razem.. ja mu powiedziałam, że warunkiem jest czystość.. Zaakceptował, do niczego nie zmuszał. Wierzę, że po tych wszystkich moich przygodach i walce jaką musiałam stoczyć z samą sobą i ze złym, jeśli jest taka Boża wola to Imran otrzyma tą łaskę o którą się dla niego modliłam. Na uwierzenie, nawrócenie, na diametralną zmianę swego życia potrzeba wiele czasu.. Podczas jednej z ostatnich rozmów z Imranem.. sam zaczął rozmowę nt. religii.. jak to u nich jest.. Wspomniałam o Jezusie.. I usłyszałam coś co mnie zaskoczyło.. zszokowało.. z drugiej strony zadowoliło.. Powiedział, że Jezus Chrystus jest Bogiem. Droga przed nim długa.. ale myślę, że początek jest dobry.. Drugą NP odmówiłam za moją przyjaciółkę.. razem pracujemy.. miała ogromne problemy sama ze sobą – tata alkoholik, zdradzający mamę.. nie dowartościowanie, zaprzeczanie każdemu dobremu słowu które w jej stronę płynęło.. przekonanie, że nie jest wystarczająco dobra, jej związek z chłopakiem tragedia.. i na koniec wiadomość, ze czeka ją operacja.. Moja intencja.. „Uzdrowienie”.. Matka Boża i Bóg wybiorą co jest w tym momencie najważniejsze. Poczułam jedną rzecz tylko, że mam jej powiedzieć, że się za nią modlę. Nasz kontakt się popsuł. Prawie przestałyśmy ze sobą rozmawiać, mimo, że codziennie się widziałyśmy. Zły oczywiście motał. Ja nie mogłam się skupić na modlitwie.. często było to tylko po to byleby było.. Ostatnie dni odmawiania NP- usłyszałam jak przyjaciółka rozmawiała z naszymi koleżankami.. usłyszałam tylko, jak powiedziała.. że jej chłopak powiedział, że się zmieniła.. Zaczęłam jej się przyglądać… Nigdy tak radosnej i uśmiechniętej nie widziałam.. Zaczęłyśmy rozmawiać.. zaczęła ćwiczyć, schudła, pozytywnie otwarła się na świat i na ludzi.. Zaakceptowała siebie, taką jaką jest.. Dostała awans do biura.. gdzie na jej stanowisku u nas w pracy to wydawało się niemożliwe. A na końcu wisienka na torcie.. Ostatnio w rozmowie przyjaciółka przyznała mi się, że zaczęła się modlić… że chciałaby Pompejańską za rodziców, ale się trochę boi.. Niesamowite łaski Matka Boża jej „zafundowała”. Jestem Jej niesamowicie wdzięczna za Jej modlitwy i za to co uczyniła dla mojej przyjaciółki. Że i mnie przez to umacnia w mojej wierze. Obecnie kolejna nowenna za mojego brata i jego żonę, aby zaczęli korzystać z sakramentów świętych.. A i w międzyczasie znowu mnie zaczęło „nosić” abym zaczęła odmawiać nowennę za nasz związek z I. Przesada.. Szaleństwo… 6 różańców? Nie podołam. „Magda.. wy potrzebujecie tej modlitwy.. bo sami sobie nie poradzicie. Dasz radę! WALCZ!! WALCZ!!”Ach ten pozytywny głos w mojej głowie… wiele razy go słyszę.. wiele razy to on zaczyna modlitwę, bo ja sama nie mam siły… to on mnie podbudowuje i daje siłę… to on mnie umacnia i wspiera.. Zaczęłam i tą nowennę odmawiać.. Zły i tym razem uderza.. i nie w modlitwę za mojego brata.. ale we mnie i nasz związek z I. Było między nami dobrze… dawno nie byłam tak szczęśliwa.. no i oczywiście mój kontakt z I. momentalnie się urwał.. posprzeczaliśmy się o jedno słowo powiedziane za dużo.. a ja to odebrałam jako brak szacunku dla mnie i mojej osoby… Po raz kolejny słyszę brzydkie głosy pod swoim adresem.. i to, że jestem dziwką to jest jedno z lżejszych.. Nocna wizja złego znowu się pojawiła.. tym razem trochę sprowokowałam go sama.. po jednym takim wyzywaniu spytałam się na głos.. czy to wszystko co ma dla mnie? Bo mnie to nie rusza…no i przyszedł w nocy.. jak zawsze.. najpierw dziwne odgłosy.. później paraliż ciała, i na końcu wizja twarzy.. Tym razem wydawało mi się, że otworzyłam oczy i widziałam na pościeli łunę jakby od ognia i jego idącego w moim kierunku. Usiadł na moim łóżku.. ręce miałam jakby skrępowane.. zaczęłam się modlić i jedyne słowa które ze mnie wypłynęły.. to były „precz szatanie!”. Wizja zniknęła.. Obecnie za brata i jego żonę został niecały tydzień, za mnie i I. niecałe 2. Wierzę, że Matka Boża i w tym wypadku zadziała.. Na pewno po swojemu, na pewno zgodnie z wolą Bożą.. I na pewno jak najlepiej dla naszej czwórki… Nie wiem, czy jest nam pisane być razem z I. Może to tylko moje pobożne życzenie.. ale powiedziałam Bogu na początku odmawiania tej nowenny.. że ma być dobrze… cokolwiek ma to nie być.. czy ma to być nasze zerwanie czy nasza przyszłość razem… na pewno trudna przyszłość.. kto zna choć trochę islam na pewno wie o czym piszę.. Zdaję sobie sprawę, że moja historia brzmi niesamowicie.. Mogłabym ją opowiedzieć w skrócie i też pewnie byłoby dobrze.. Ale właśnie powyższe doświadczenia ukształtowały i kształtują moją wiarę, kształtują mnie, moje serce.. I nie buntuję się.. bo skoro coś takiego się dzieje, to na pewno taka wola Boża jest.. Często się zastanawiam, czy ja jestem normalna? Czy może mam jakieś problemy z psychiką? Tylko wcześniej nic takiego nie miało miejsca.. dopóki nie zaczęłam odmawiać NP. Czy tylko mi dzieją się takie rzeczy???I dlatego też chyba trochę zwlekałam z tym świadectwem, trochę z obawy, co powiedzą inni… Ale kiedy czytam te piękne świadectwa innych wiem, że muszę i ja.. Każdy dzień jest dla mnie walką.. walką samej z sobą, walką z tym czymś co mnie nawiedza.. ostatnie dni znowu codziennie płaczę, a i bywają takie dni, że walczę żeby wsiąść różaniec do ręki i się modlić.. I nie za mojego brata i jego żonę, bo to przychodzi mi raczej bez problemów.. Tylko właśnie za mnie i za I. za te potrzebne nam łaski i błogosławieństwa…W ramach podziękowania za otrzymane łaski, za modlitwy.. za to że Matka Boża pojawiła się w moim życiu i pokazała mi siebie, swoją dobroć, swoje serce i swoją litość… za to że przytuliła mnie do swojego serca… postanowiłam zgodnie z jej życzeniem każdą pierwszą sobotę miesiąca poświęcić Jej i Jej niepokalanemu sercu.. za grzechy moje i całego świata..Polecam bardzo… bo za tyle łask, które od niej otrzymujemy warto poświęcić Matce przynajmniej ten jeden dzień naszej skruchy i modlitwy.. chociaż to i tak mało… Naprawdę polecam tą Nowennę.. mimo całego doświadczenia.. pokochałam odmawiać różaniec.. wręcz nie wyobrażam sobie dnia bez tej pięknej modlitwy..5 kwietnia 2016r. zaczął się dla mnie ciężki czas. Nie wiedziałam, że kiedyś będę tak cierpieć i gorzko płakać. Zostawił mnie chłopak, potem zaczęła się choroba, która niszczyła mnie od środka…Każdy dzień był męką. Najlepszym ratunkiem był sen, wtedy nie czułam tego okropnego bólu, który każdego dnia ciągnął mnie w dół. Nie mogłam sobie poradzić, sięgnęłam po różaniec i zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską o zdrowie. Jedną kończyłam, zaczynałam następną….Po kilku miesiącach leczenie powoli zaczęło przynosić efekty. Stanęłam na nogi, zaczęłam na nowo się otwierać…chciałam poznać kogoś kto mnie przytuli, kogoś z kim wreszcie będę mogła spędzić całe życie, kogoś kto zostanie w przyszłości moim mężem. Chciałam być wreszcie szczęśliwa. Odmawiałam Nowennę w intencji dobrego męża. Tak jak wcześniej jedną kończyłam i zaczynałam kolejną. 4 maja 2017r. zakończyłam Nowennę i stał się cud. 10 maja 2017r. poznałam Kamila. Oboje doświadczyliśmy ciężkich chwil w życiu, więc doskonale rozumieliśmy się. Najzabawniejsze było to, jak dowiedziałam się, że jest rannym ptaszkiem i pije koktajle Identycznie tak, jak ja! 20 maja 2017r. odbyło się nasze pierwsze spotkanie. Najpierw kino, potem juwenalia i pizza ze znajomymi. Czułam się, świetnie w jego towarzystwie, tak miło i spokojnie, jakbym go znała od dawna. Potem były kolejne randki i najwspanialsze pod słońcem niespodzianki. Jesteśmy ze sobą bardzo szczęśliwi, wreszcie doczekaliśmy się słońca, które pojawiło się w naszym życiu! Nie wierzyłam, ze kiedyś będę tak szczęśliwa. Koniec tego roku okazał się przełomem w moim życiu. 6 grudnia 2017r. Kamil oświadczył się. 20 maja 2018r. minie rok, odkąd jesteśmy razem. A we wrześniu bierzemy ślub! Spotkałam na mojej drodze cudownego mężczyznę, który jest całym moim życiem. Dziękuję bardzo Maryjo, ze wysłuchałaś moją modlitwę! Wiem, że moja druga połówka jest do Boga. Trwajcie w modlitwie!Postanowiłam napisać swoje świadectwo. Odmówiłam już około 6 nowenn, wszystkie w intencji mojego związku. Ostatnio zaczęłam 7 w intencji znalezienia pracy, jednak przerwałam ją w 30 dniu :(. Nowenna ta dała mi dużo siły i pozwoliła przetrwać najtrudniejsze chwile w moim życiu. Zaczęłam ją odmawiać będąc w związku z moim pierwszym i jedynym chłopakiem. Nie wiedziałam jak powinna wyglądać zdrowa relacja dwojga ludzi, dlatego w nim trwała, chociaż byłam bardzo krzywdzona i nieszczęśliwa. Wszystkie nowenny odmawiałam w intencji przetrwania i umocnienia naszego związku – wszystko się sprawdzało, nie rozstawaliśmy się, bywały dobre momenty. Czułam się jednak nieszczęśliwa, spotykaliśmy się raz na miesiąc (odległość 300km), miał dla mnie czas na rozmowę tylko jadąc samochodem, nie miał ze mną żadnych planów (3lata związek), nie zabierał mnie na spacer czy gdziekolwiek (chciał tylko w domu siedzieć), mówił jak beznadziejna jestem, jaką mam małą wiedzę (dostałam się na doktorat w stanach), jak jestem gruba (jestem trenerem fitnessu), zawsze był na zawołanie swojej mamy. Dodatkowo mówił mi jak jego koleżanki są zdolne, piękne, wychodził z nimi do pubów, zabierał na zakupy, podwoził do domów, wspierał, za plecami próbował się umówić, wspierał, poświęcał im czas, wmawiając mi, że to ze mną jest coś nie tak! Przepłakałam niemal 3 lata, niemal dzień w dzień. Kochałam go i zrobiłabym dla niego wszystko, (pomogłam mu dostać się na medycynę, wspierałam jak mogłam kiedy jego ojciec pił do nieprzytomności i demolował mieszkanie) ale nie potrafiłam się od niego uwolnić! Nie widziałam, że mnie niszczy. Nie miałam już sił. W 6 Pompejance oddałam Bogu wszystko, rozstaliśmy się i to był cud. Zero łez, zero myśli, zostałam uwolniona od uczuć, emocji i byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd. Dziękuję za wszytko! Teraz chcę odmówić kolejną nowennę w intencji znalezienia wartościowego człowieka, z którym będę mogła śmiać się, a nie płakać i który mnie pokocha taką jaka jestem, a nie który widzi we mnie same kochana córka urodziła się trochę za wcześnie, ale ogólnie była zdrowa. Początkowe trudności przypisywaliśmy lekkiemu wcześniactwu. Gdy jednak skończyła trzeci miesiąc życia, widziałam, że coś jest nie tak – nie podnosiła główki w pozycji na brzuchu i była wiotka jak po urodzeniu. Pełni dobrych myśli zaczęliśmy rehabilitacje, która miała ją stymulować do postępów ruchowych. Niestety po sześciu miesiącach rehabilitacji nie było wielkich postępów. Zdecydowaliśmy się w desperacji na dodatkową – bardzo nieprzyjemną metodę neurorozwojową. Lekarze wciąż powtarzali jak mantrę: „Nie jest dobrze ale nie wiemy dlaczego”. Badania, szpitale, konsultacje i nic – żadnej odpowiedzi postępy marne. Przygotowywaliśmy się powoli na życie z dzieckiem niepełnosprawnym. Przepłakałam kilka długich nocy. Wiedziałam że ludzkimi siłami już nie poprawimy stanu córeczki. Wiec zdecydowałam się na nowennę. Szło jak po grudzie, czasem przysypiałam ze zmęczenia, ale udało mi się dotrwać do końca. Prosiłam Matkę o jedno – żeby nasza Jadzia chodziła. Wiemy, że rokowania były nie pewne – po długiej już rehabilitacji oceniono, że w najlepszym wypadku będzie mogła sama siedzieć. Oficjalnie orzeczono, że jest dzieckiem niepełnosprawnym… i ukochana Maryja przyszła z pomocą udręczonemu sercu ziemskiej mamy. Gdy córka miała 18 miesięcy zaczęła chodzić! To nie były pierwsze kroki, po prostu wstała z kolan i poszła! Teraz biega, skacze, tłucze rodzeństwo. Kto zna sytuacje – Lekarze, terapeuci, rodzina – nie ma wątpliwości, że Matka Boża i wielu świętych orędowników maczali palce w naszym cudzie. Dzięki Ci Boże i Matko Orędowniczko!Kochani, chciałbym zaświadczyć o skuteczności Nowenny pompejańskiej, dzięki której moja chora córka zdała maturę w tym roku. Nowennę Pompejańską odmawiałem już 5 razy, za każdym razem w innej intencji. Ostatnią zakończyłem na początku tego roku (2018). Odmawiałem ją w intencji mojej 18-letniej córki, która miała przystąpić do egzaminu dojrzałości w maju. Córka od urodzenia jest chora, ma wadę serca, w wieku 3 lat pojawiły się zaburzenia neurologiczne (EPI). Zanim ją zdiagnozowaliśmy choroba ta uczyniła w jej mózgu prawdziwe spustoszenie. Nie byliśmy tego świadomi do momentu, kiedy nie poszła do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Pojawiły się bardzo poważne kłopoty w nauce oraz tzw. problemy społeczne (problem z zachowaniem). Podjęliśmy dramatyczną walkę z tymi przeciwnościami. Moja żona jest prawdziwą bohaterką, ponieważ przez 12 lat non-stop uczyła się z naszym dzieckiem prowadząc ją aż do egzaminu maturalnego. Zawierzyliśmy bardzo Bogu i Maryi. Ostatnią Nowennę odmówiłem w intencji zdania matury przez moją córkę. Efektem tego jest odebranie kilka dni temu świadectwa dojrzałości. Chwała Bogu Najwyższemu. Dziękuję Ci kochana Mateńko. Z głos Pani Irenie: Po mszy świętej wracałam do domu. Wyjeżdżałam samochodem z bocznej ulicy na głównej było pusto żadnego samochodu. Nagle widzę w lusterku pędzącego tira wprost na mnie. Dodałam gazu troszkę odskoczyłam ten ułamek sekundy był decydujący on mnie zdążył wyprzedzić, a ja zdjęłam nogę z gazu. Byłam jak w amoku kierowca przepraszał mnie światłami awaryjnym. A pomyślałam co on robi? Całą drogę dziękowałam wstawiennictwu sw Anny i MARYI. Przyjechałam do domu cała drżąca na ciele dotarło do mnie że już mogło mnie nie być. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że to kierowca przepraszał mnie. On jechał za szybko!W sobotę byłam na rekolekcjach przed Najświętszym Sakramentem i zapytałam Pana Jezusa czyje wstawiennictwo uratowało mi życie? Usłyszałam: „Bartolo Longo – on podziękował tobie za ofiarę która złożyłaś na relikwiarz w niedziele po odpuście otwieram mejla – zaproszenie na instalacje relikwii w Parafii w Świętym. Zdjęcie relikwiarza. To nie jest przypadek. Planowaliśmy z mężem na Jasnej Górze. Zmiana planu – bardzo pragniemy być w tym dniu w Świętym. Jeżeli Boza Opatrznośc pozwoli to zaczęłam nowennę Pompejańską po raz pierwszy w może od opisania jak wyglądało moje dzieciństwo i dlaczego tak bardzo oddaliłem się od się w patologicznej rodzinie która zniszczył obydwoje rodzice bardzo mocno nadużywali a w przypadku ojca trwa ten stan po dziś szczęście moja mama od wielu lat już jest trzeźwa jednak niestety też za dzieciaka mnie zaniedbała .Nie tylko mnie bo mam siostrę starszą o 14 miesięcy i prawie 6 lat starszego brata . Nie jest on biologicznym synem mojego ojca. Jego ojciec biologiczny uciekł za granicę kiedy dowiedział się że moja mama jest w ciąży. Nigdy nie był to dom w którym było miejsce dla Boga, na codzień panował tu raczej strach .Rękoczyny były na porządku dziennym i nie były to przepychanki. Wiadomo jak alkohol to i bieda. Zawsze w klasie to ja byłem ten najbardziej zaniedbany najgorzej ubrany. Zawsze narażony na drwiny a do domu w zasadzie bałem sie wracać . To co się działo w tym domu przechodzi ludzkie pojęcie i długo by tu opisywać , myślę że taki opis mniejwięcej rzuca światło jak to miarę jak dorastaliśmy i ja z bratem podrośliśmy pomału udało nam się przeciwstawić ojcu i wraz z tym ja zacząłem sobie pozwalać na dużo więcej. Byłem typowym urwisem bo w taki sposób odreagowywałem to wszystko. Wiecznie przestraszony zakładałem maskę twardziela i udawałem że jest inaczej. Robiłem wszystko by sie przypodobać kolegom i zdobyć akceptację a jak wiadomo to jest prosta droga do grzechu. W dodatku jako dziecko może 7-8 letnie padłem ofiarą molestowania seksualnego. Na ten temat nie chce sie jakoś specjalnie rozpisywac bo nie należy to do przyjemności dla mnie. Powiem tylko tyle że osobie za to odpowiedzialnej dawno już wybaczyłem bo podejżewam że też była ofiarą. Niestety jednak rozbudzenie seksualne w tak młodym wieku przyniosło katastrofalne skutki i do pewnego momentu zmarnowało moje życie. Byłem uzależniony od dziecka od masturbacji i od nieczystych myśli, potem doszła jeszcze z czasem pornografia która wcześniej nie była tak dostępna. To w jaki sposób pojmowałem miłość ma się nijak do tego jak faktycznie ona wygląda. Jako 13 latek w swoje urodziny przyszedłem do domu pijany do tego stopnia że prawie się utopiłem w wannie. Moja mama na szczęście wtedy mnie ogarnęła. Potem zdarzało się to coraz częśćiej i alkohol na stałe zagościł w moim życiu. Bardzo złe towarzystwo tylko to wszystko potęgowało. Z moim rodzeństwem nie było aż tyle problemu co ze mną . Moja mama non stop była wzywana do szkoły. Jakimś cudem zdawałem z klasy do klasy bo byłem zdolny tylko nie potrafiłem, nie chciałem a może poprostu nikt mi nie pokazał jak wykorzystać swój potencjał. Potem doszły niestety narkotyki. standardowo zaczęło się od marichuany i niewinnego popalania. z czasem zrobiłem sobie z tego źródło dochodów bo zwyczajnie nie było mnie stać na swój nałóg. Paliłem zawsze najwięcej w towarzystwie, zawsze było mi mało .Wtedy jeszcze zarzekałem się że nigdy nie sięgnę po nic mocniejszczego ale nie byłem świadomy jak grubo sie mylę. Wkońcu pokusiłem się na amfetaminę. Nie powiem że jakoś specjalnie mnie to wciągnęło , było to raczej okazjonalnę ćpanie ale z biegiem lat już ta częstotliwość się zwiększała i nawet nie zauważyłem kiedy stała się standardem. jako 22-3 latek to już spróbowałem wszystkiego co na ten okres było dostępne na rynku. w między czasie rzuciłem studia na które ledwo co sie dostałem , a był to naprawdę cód i chyba Boży palec. Przez przypadek zostałem wcześniej przyjęty do liceum bo w żadnej zawodówce nie było już miejsc i tam okazało się że jestem najlepszy w klasie z Zdałem nawet najlepiej mature w całej szkole bo była to pierwsza tak zwana nowa matura , która bazowała na czytaniu ze zrozumieniem a nie na samej wiedzy którą ja oczywiście miałem gdzieś. Niestety zmarnowałem wtedy swoją szansę bo oczywiście miałem inne priorytety w życiu i na studia nie było w nim zwyczajnie mijały lata a ja traciłem pracę za pracą bo w żadnej nie potrafiłem się utrzymać sprawiając kolejeny zawód w domu gdzie się nie przelewało a ja jeszcze generowałem długi. Byłem typowym darmozjadem. większość pieniędzy które zarabiałem poprostu maronotrawiłem na swoje nałogi. A zarabiałem głównie na handlu narkotykami, potem już większą ilość sam przećpałem niż zdołałem sprzedać. Praktycznie nie schodziłem z Fazy. po przebudzeniu się w nocy nawet musiałem zapalić. Byłem wiecznie znerwicowany i wszystkich brałem na krzyk . W domu nikt już specjalnie mnie nie umoralniał bo każdy sie mnie pomyślę jaki byłem cwany i jak potrafiłem wszystkich oszukiwać to aż mnie ciarki przechodzą. Zaliczyłem też pół roczny okres w holandii gdzie miałem zarobić na swoje długi i odmienić wszystko a pogrążyłem się tam jeszcze bardziej bo wiadomo co to państwo ma do zaoferowania. Po pół roku powrót praktycznie z niczym i kolejny zawód. kilka lat wegetacji i kolejna próba tym razem do Anglii. Tam jakieś przebłyski miałem bo wysyłałem nawet pieniądze mamie ale to tylko dlatego że miałem z czego. Oczywiście niczego tam sobie nie do polski po 8 miesiącach. przepiłem i przećpałem wszystko w 2-3 tygodnie. wkońcu zostałem bez grosza przy duszy i wtedy nastąpił mały zwrot akcji. a może nie taki mały jak tak teraz o tym pomyślę. Odwiedził mnie znajomy który sie nawrócił i zaproponował mi żebym sie z nim do kościoła przeszedł. Ja zawsze twierdziłem że Bóg istnieje i nigdy nie negowałem tego. Nawet tak naprawdę miałem nadzieję że On się przez większośc życia bo tego akurat nauczyła mnie nawet w najgorszych stanach. Była to środa popielcowa . Zgodziłem sie i poszedłem z nim bo nie miałem co ze soba zrobić i byłem zdesperowany tak naprawdę . Wtedy ksiądz mówił że teraz zaczyna się post i tak jak Chrystusa 40 dni kusił diabeł tak nas teraz będzię kusił .Wystarczy że zrezygnujemy z czegoś na czas postu a sami się i przekonałem się bo stwierdziłem że ten post przetrwam na trzeźwo i zaczęły sie dziwne rzeczy sie urywały ,miałem zaproszenia jedno za drugim, okazje się mnożyły. ja nie miałem pieniędzy a wszystko było jak na tacy i to dało mi do myślenia. Zacząłem się modlić o normalną pracę .Post przetrwałem prawie na trzeźwo, trzy razy zapaliłem marichuane ale i tak to był sukces na tamten czas. praca sie pojawiła . przepracowałem w niej kilka miesięcy czyli rekordowo jak dla mnie. Było tam strasznie głośno więc cały czas słuchałem na słuchawkach muzyki albo… pisma świętego. Znalazłem sobie na audiobooku i tak nieraz po 8 godzin się karmiłem słowem Bożym i naprawdę zachodziły we mnie zmiany. wtedy regularnie zacząłem chodzić do kościoła .przyszła okazja i niestety poszedłem na jakąś imprezę i poszło tam wszystko. nieprzytomnego w tragicznym stanie mnie do domu odprowadził znajomy. byłem zawiedziony ostro i morale mi spadły na samo dno. stopniowo wróciłem do wszystkiego co mnie wyniszczało a warto powiedzieć że zachowywałem wtedy długo czystość i chodziłem nawet do spowiedzi. spowiedzi były świętokradzkie bo zatajałem pewne fakty bądź umniejszałem ich wagę i częstotliwość . nie byłem wtedy tego świadomy niestety albo nie chciałem to trwało trochę czasu i naprawdę balansowałem na krawędzi. Zacząłem chodzić na siłownie w pewnym momencie żeby wyładowywać się tam i to mi pomagało ograniczać nałogi. To był taki okres walki przeplatany lepszymi i gorszymi momentami. Wszystko to co zasiałem wcześniej przynosiło owoc . nie mogłem już w takim rozdwojeniu wytrzymać i niestety poszedłem zdecydowanie ale nie w tą stronę .Zacząłem znowu się zajmować dilerką. i to na większą skalę. przemycałem juz przez granicę . kilka takich rzutów wykończyło mnie nerwowo . Wógóle byłem wykończony tym trybem życia. Miałem juz paranoje takie że wszędzie widziałem policję. Cały czas się bałem ale oczywiście ostro stwarzałem inne pozory. Wkońcu problemy sie namnożyły. Do tego doszła niespełniona miłość. Zdrada przez najlepszego przyjaciela. Wbity nóż w plecy. Już miałem wtedy myśli samobójcze nawet i gdyby nie to że myślałem o mamie której by to złamało serce możliwe że poszedł bym z tymi myślami dalej. Wtedy Zacząłem pracować w miejscu w którym pracuje obecnie i to było kluczowe dla mnie wydarzenie w moim na swojej Drodze Łukasza, czyli inaczej łysego 🙂 Gościa który przeszedł bardzo podobną drogę do mnie i się ma 4 dzieci najstarsze juz po pierwszej Komunii świętej. on odrazu mnie rozegrał i widział więcej niż inni . Zaczął mi opowiadać o Bogu. Ja czułem niesamowita przepaść między nami. On jak mówił o tym Bogu to mu się oczy cieszyły dosłownie. Wcisnął mi kiedyś książkę o mordercy skazanym na dożywocie który sie nawrócił w więzieniu i został tam Bratem zakonnym za kratami. To tak jakby mi chciał powiedzieć że nawet dla takiego kogoś jak ja nie jest za obok niego więc całymi dniami w pracy gadaliśmy o Bogu, wierze itp. Wkońcu zaproponował mi żebym poszedł na kurs alfa. taki kurs dla świerzaków jak ja to i ja na odczepne powiedziałem że pójdę ,później mi było głupio nie pójść tam więc stwierdziłem że raz pójdę , zobaczę jak jest i wtedy mu powiem dlaczego nie chce tam chodzić. Poszło trochę inaczej bo zostałem tam i ukończyłem ten kurs . Dowiedziałem się sporo rzeczy ciekawych i za sprawą tego kursu trafiłem na mszę z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie wewnętrznę. W trakcie jej się wyspowiadałem z całego ukrywałem nic , nie usprawiedliwiałem się, poprostu wszystko z siebie było odmawianie codziennie różańca. Pod koniec mszy kapłani nakładali ręce na głowy i się modlili. Sporo osób miało spoczynek w Duchu Świętym. Ja myślałem że też mnie to czeka ale kiedy przyszła na mnie kolei to nic sie nie wydarzyło Tak przynajmniej mi się Boga żeby przedewszystkim zabrał odemnie po kilku dniach zorientowałem się że coś się zmieniło .Znikneła pokusa palenia nie czułem juz głodu z tym związanego i tak naprawde z każdym dniem byłem coraz bardziej zdumiony .mijał tak dzień za dniem ,tydzień za tygodniem zanim sobie zdałem sprawę że Bóg dał mi siłę i zabrał to świństwo walka rozgrywała się w pierwszym miesiącu w którym to odmawiałem swoja oczywiście nie byłem wcale przygotowany do modlitwy różańcowej bo nie miałem o tym zbytniego wynalazłem za pomocą internetu wraz z rozważaniami różańcowymi i tak jak na tamtem moment potrafiłem tak odmawiałem ten to jakbym sie modlił do komputera bo zawsze z pomoca laptopa się to rzeczy sie działy bo jako że komputer nie był sprawny w 100% nie zawsze działał internet. w którymś z pierwszych dni właśnie zaczął szwankować i zacząłem się denerwować że nie będę w stanie danego dnia odmówić tego dziwo strona sie załadowała ,uznałem to za nic specjalnego ale kiedy sytuacja się powtórzyła na drugi dzień z niedowierzaniem uruchamiałem wszystkie możliwe strony bez skutecznie a ta jaedna z instrukcja modlenia sie i rozważaniami działała bez zawołać do pokoju mamę i jej to pokazać żeby sie przekonać że to się dzieje faktycznie i że ze mną wszystko ciekawostką jest to że różańca fizycznie nie się przy pomocy pięśći i zdrowaśki odmawiałem na kostkach których wkońcu mamy 10 .Nigdy nie podejżewałem że do tego mi kiedyś posłużą pięśći, zazwyczaj używało sie ich w innym dnia w pracy zaskoczył mnie Łukasz i wręczył mi różaniec z książeczką z rozważaniami miło zaskoczony i po powrocie do domu pochwaliłem się mamię na co ona odpowiedziała że cała niespodzianka teraz jest rozumiąc o czym mowa dopytałam co ma na myśli i mama wyjaśniła że moja ciotka kupiła mi różaniec na zbliżające sie moje urodziny, w dodatku zapytała gdzie ja mam swój ze smiechem że przecież ja nigdy nie miałem różańca na co odpowiedziała mi że przecież dostałem na pierwszą komunie świętą, poszła do pokoju i wyciągneła z barku i wręczyła mi mój różaniec o którym zapomniałem dawno się złożyło że dzień wcześniej nie miałem żadnego a nagle miałem już trzy to dla mnie jasny sygnał że Bó chce żebym tą pokutę odmówił do końca i robił wszystko żeby mi to umożliwić .miesiąc minął a ja nie zrezygnowałem z się kurs Alhpa a ja umacniałem się w bandziora,oszusta i ćpuna stawałem się gorliwym katolikiem regularnie uczęśczającym do kościoła,modlącym się ,spełniającym dobre uczynki,czytającym Słowo Boże, dającym świadectwa nawrócenia i mówiącym ludziom o się nie do poznania i w moim życiu zapanował spokój co zauważyło moje często się pytali skąd u mnie taka pogoda ducha i zupełnie inne nastawienie niż osób było ze mnie dumnych że tak się odmieniłem i gratulowali silnej woli na co zawsze odpowiadałem argumentem że ta zmiana wynika nie z mojej silnej woli lecz z łaski Bożej. Mijały kolejne miesięce a moje życie uporządkowało się do stponia w jakim nigdy nie stan ten nie był pozbawiony kryzysów mniejszych czy większych. Po prawie roku od rozpoczęcia kursu dopadł mnie największy sobie wmówić że jestem zmęczony tym życiem i że muszę odpocząć od tego podupadła a ja krok po kroku pogłębiałem swój kryzys i byłem na najlepszej drodze żeby wrócić do poprzedniego było tylko kwestią Bóg się o mnie upomniał i nie zostawił mnie samego .Któregoś dnia odebrałem telefon z zapytaniem czy nie chciałbym zostać pomocnikiem przy kolejnej edycji kursu Alpa. Zgodziłem się bez że i tym razem nic nie dzieje sie bez ten sposób mogłem przeżyć kurs alpha na nowo juz nie jako uczestnik. W trakcie całego kursu moja wiara była jak sinusoida i raz pnęła się w górę a raz spadała na dół z hukiem ale zawsze za sprawą spotkań Alphowych wychodziłem zbudowany i ten cały czas Bóg działał w moim życiu i dokonywał wielu rzeczy które nie sposób tutaj wymienić z osobna bo można by o tym napisać książkę .Myślę że około dwóch lat ostatnich to najlepszy okres w moim życiu i najbardziej płodny. Zastosowałem troche taki ekschibicjonizm ale generalnie chciałem żeby było to prawdziwe świadectwo. A Prawda Was wyzwoli 🙂 Także jestem ciężkim przypadkiem ale i dowodem na to że on jest . Dzisiaj trwam w trzeźwości i czystości w najdłuższym okresie rekordowym w moim życiu. Często nie mam siły sie modlić ani motywacji. Nie jestem też żadnym ekspertem różańcowym bo nie odmówiłem żadnej nowenny pompejańskiej. Jestem raczej dowodem na to że ten różaniec jest dla każdego .Chwała PanuJestem siostrą zakonną. Żyję i pracuję w kraju misyjnym. Czasem miałam trudności czasowe, żeby odmówić jedną część różańca dziennie… A dziś… odmawiam 4 To ogromna łaska dla mnie. Miałam bardzo ważną intencję i pojawiło się we mnie pragnienie, żeby odmawiać w tej intencji nowennę pompejańską. Słyszałam o tej nowennie, ale nie znałam szczegółów. Zaczęłam szukać. Znalazłam potrzebne informacje, ale przeraziłam się. Wiedziałam ile kosztuje mnie zdobycie 1 godz. dziennie na modlitwę Słowem Bożym i … nie wyobrażałam sobie, żeby stać mnie było zdobyć następne 1,5 godz. na różaniec. Po pierwszej nowennie, podczas której odmawiałam 3 części czułam się zaproszona do modlitwy 4 częściami różańca. Któregoś dnia wieczorem, niedawno, kiedy byłam bardzo zmęczona, a miałam do odmówienia 4 części różańca przede mną, byłam roztargniona i zmęczona. Myśli uciekały od rozważanych tajemnic do przeżywanych w tym dniu spraw, które nie były łatwe. Każda „Zdrowaśka’ wychodziła ciężko z moich ust i była twarda jak kamień… Zawahałam się. Zastanawiałam się czy taka ‘zmęczona’ modlitwa ma jakąś wartość. Przeprosiłam Boga za tą ubogą, roztargnioną modlitwę i prosiłam Maryję, by się ze mną modliła… Zobaczyłam wtedy oczami duszy taki wewnętrzny obraz: moje ‚zdrowaśki’ wylatywały z mojego serca jak pokrzywione, metalowe, niekiedy zardzewiałe strzały. Ich lot był również wykrzywiony, chaotyczny. To Maryja troszczyła się o właściwy kierunek. Kierowała te strzały w jednym kierunku. Te niedoskonałe modlitwy – strzały wpadały w otwarte serce Boga, tam zostawały przemienione w piękne, ślące, jakby złote strzały. Następnie widziałam oczami wyobraźni, że wylatywały z serca Boga i kierowały się w stronę serca człowieka, za którego się modlę. Trafiały w to serce. Zaczynała się dokonywać przemiana tego serca. Choć na zewnątrz nie widziałam żadnej zmiany i nie wiem, czy życie tego człowieka się zmienia, mam w sobie wewnętrzną głęboką pewność o tym, że żadna z tych moich lichych w moich oczach ‚zdrowasiek’ nie została zmarnowana. Że zaowocuje w momencie właściwym dla tej osoby. Nie moja to sprawa znać miejsce i czas owocowania tej modlitwy. Zrozumiałam, że owoce modlitwy zależą od woli Boga, ale też od mojej wiary i od wiary i wolności osoby, za którą się modlę. Myślę, że największy cud, jaki się w tej chwili dokonuje, to to, że przez tę modlitwę zmienia się moje własne serce, moje postawy, myślenie… No i … ‘ktoś’ zadbał o czas na 4 różańce dziennie. Czyż to nie piękne?Trudno pisać o sprawach tych najważniejszych. Odejście moich dwóch synów od wiary i Kościoła było dla mnie i mojej żony czymś tak niespodziewanym, jak nic nigdy przedtem i na tyle druzgocącym, że długo nie mogliśmy się po tym pozbierać. Pewnego zimowego wieczoru w lutym tego roku gdy wróciliśmy ze spotkania towarzyskiego nasi dwaj synowie oświadczyli nam zgodnie, że oni nie są już ludźmi wierzącymi. Nasze zdziwienie mieszało się z przerażeniem, i niedowierzaniem. W tej jednej chwili zmieniło to nasze życie, naszą rodzinę dni, tygodnie to był koszmar. Z ogromną rezygnacją myśleliśmy odtąd o naszym ponad 20-letnim ich wychowaniu. Po prostu rozpacz, przerażenie i łzy. Gorączkowo zacząłem się zastanawiać, gdzie i jak szukać ratunku. Po pewnym czasie coraz częściej zacząłem myśleć, że Pan Bóg nie oczekuje naszych łez tylko czegoś zupełnie innego. Modliłem się do Matki Bożej o jakiś znak, jak i gdzie szukać pomocy. Szukając już w tej chwili nie wiem czego dokładnie w Internecie, zwróciło moją uwagę sformułowanie nowenna nie do odparcia. Zacząłem czytać o tym i po kilku dniach podjąłem decyzję o tej modlitwie. Dodam, że zawsze przedtem myślałem o różańcu, że to modlitwa chyba nie dla mnie, że moja wiara nie jest wystarczająco dojrzała nowennę ukończyłem 27 kwietnia. Ukończyłem i cisza. Chłopcy kolejny raz przyjechali ze studiów, znowu nie poszli z nami do kościoła w niedzielę, znowu w rozmowach zapewniali, że to nie jest tak, że nie myślą o tym, że już mają to za sobą. Cóż z tego skoro dalej trwają w swojej niewierze. Po z początku burzliwej dyskusji odwiozłem ich do autobusu i pojechali do szkół. Po kilku dniach starszy syn zadzwonił do matki, aby mu załatwiła numer telefonu do księdza, który ich uczył religii w szkole średniej. Potem dowiedziałem się, że spotkał się z nim kilka razy, dał się namówić na wyjazd do Lednicy. Chyba po dwóch tygodniach przyjechał do domu. Było mu trudno zacząć, ale opowiedział, jak tam, gdzie studiuje, w wielkim mieście, było mu ciężko, źle, jak któregoś dnia poszedł na spacer, jakoś tak wstąpił do kościoła, jak, jak sam to określił, spotkał Pana Boga, jak następnie zaczął codziennie chodzić na Mszę świętą. Chciałem spytać, po co ta Lednica, tam to ma sens wtedy, gdy jest się sakramentalnie przygotowanym. Uprzedził mnie – pojechał zanim to się odmieniło, zacząłem drugą nowennę – mam dwóch synów. Już ją ukończyłem. Jak będzie trzeba, pomodlę się kolejny raz. Matka Boża jest ze mną, jest z nami, nigdy w to nie wątpiłem. Jeszcze dokładnie nie wiem, dlaczego Bóg dopuścił coś takiego. Często myślę, że po to, abym ja się zmienił. Być może po coś jeszcze, nie jest łatwa ta nowenna, ale nic lepszego dla swoich dzieci nie mogłem zrobić. Jest jeszcze jeden problem: jak zrealizować swoją obietnicę zawartą w części dziękczynnej? Bogu dzięki, że jest Internet. Może w ten sposób wszystkim głosić będę…Kiedy z dnia na dzień mój świat runął a mój mąż który był dla mnie najważniejszy w życiu odszedł umarłam na chwilę. Wiem jak to jest stracić wszystko w czym pokłada się nadzieję. Nie widzieć nic przed sobą, walić głową w mur a swoją wizję życia i świata, rodziny- rozpaczą, gniewem, siła ludzka próbować wyrwać i wrócić na drogę zgodna ze swoim obrazem. Tak trudno komuś kto ma zawsze rację oddać wszystko w ręce Boga, tak trudno pogodzić się z porażką, tak strasznie trudno stanąć twarzą w twarz że światem mowiąc- moje życie nie jest takie idealne… Pan pozwolił mi w swej wielkiej miłości upaść i poczuć brak sensu po to, żeby dowiedzieć się że bez niego nawet piękna bajka zmienić się może w koszmar a w życiu nic trwałego po nad Niego samego… Odmawiam druga już nowennę i to czego doświadczam ciągle jest nie do opisania… czuję sens, czuję radość, czuję że wszystko w rękach Boga i czuje- wiem że Bóg uzdrowienie moje małżeństwo ba wszystko stało się tylko i wyłącznie bo Pan nie był obojętny na to jak to wyglądało, chce dla nas czegoś więcej. Dzieją się cuda moi Drodzy, czasem dwa kroki w przód zły wyje że wściekłości, walczy, mąci, kusi… Jeszcze niedawno często wygrywał małe bitwy i były wrzaski, zarzuty, złość teraz jestem od tego wolna a ta wolność, pokora i cierpliwość, którą łaskawie zsyła na mnie Bóg za pośrednictwem MOJEJ KRÓLOWEJ przyciąga jak magnes mojego męża, rOzlewa się łaską na moje dzieci, zmienia nasz świat. Moc w słabości się rodzi, czas umacnia, już niedługo nasze małżeństwo rozpocznie nowa drogę głosząc wszystkim wkoło Jezusa, bo tylko on je mógł uratować. Najtrudniej prawdziwie zawierzyć ale modlitwa działa – Dostałam natychmiastową odpowiedź!Również modlę się za Dusze Czyśćcowe ok. dwóch lat tyle ile To dzięki Nowennie i świadectwom przypomniałam sobie o Nich, a może nawet wogóle głębiej o Nich pomyślałam… Daję Im cały październik modlitwy pełnym różańcem oraz 100 wiecznych odpoczynków każdego dnia. Nie wybieram nikogo z rodziny i znajomych tylko Dusze, które najbardziej potrzebują pomocy. Proszę Je również o wstawiennictwo w moich trudnych sprawach. Jako niedowiarek kiedyś powiedziałam do męża i córki, że idę modlić się w samotności za Dusze ale nie wiem czy to coś naprawdę im pomaga…? Modląc się w ciemnym pokoju nagle zapaliło się światło i pomrugało kilka razy i zgasło. Dostałam więc natychmiastową odpowiedź! Nie mam żadnych wątpliwości, że te Dusze tego bardzo potrzebują. Już zresztą raz się, bardzo osobiście i wymownie przekonałam o tym kiedy modliłam się NP za Nie i przyszła do mnie w śnie Teściowa – ale o tym już kiedyś pisałam. Pamiętajmy o nich…Od dłuższego czasu interesuję się muzyką organową. Wiąże się z tym również moja pasja – budowa i konstruowanie organów. Po ukończeniu średniej szkoły (rok 2013), zacząłem szukać pracy w tym zawodzie. Niestety bezskutecznie. Oferty były albo nierealne, albo nie było ich wcale. Wtedy podjąłem się zmówienia nowenny. Po 5 latach, moja prośba została wysłuchana za co jestem bardzo wdzięczny Królowej Różańca Świętego. Z doświadczenia wiem, że warto skrupulatnie notować każdy dzień nowenny oraz poprzedzić ją odpowiednimi przygotowaniami oraz zaplanować dni, potrzebne na tę modlitwę. Pan Bóg, stosownie do naszych potrzeb oraz na nasz pożytek, realizuje nasze prośby w odpowiednim czasie, gdy tylko przyczynią się do naszego zbawienia. Nowenna pompejańska, to modlitwa wymagająca cierpliwości!Obiecałam sobie, że do końca 2018 roku napiszę swoje świadectwo pomocy którą uzyskałam od Maryi. Jest 1 styczeń 2019 roku kiedy to piszę. Rok temu o tej porze byłam przygnębiona, pewnie zalana łzami , po koszmarnym Sylwestrze…. uświadamiająca sobie coraz bardziej, że w mojej rodzinie jest problem i to ogromny. Jesteśmy normalną rodziną 2+2. Mamy bardzo dobrze uczącą się córkę i synka w przedszkolu , dom z coraz mniejszym już kredytem hipotecznym. Mąż po kilku latach intensywnej pracy w bankach, ze względu na likwidację banku zostaje bez pracy 4 lata temu. Postanawiamy, że ja wracam do pracy po zakończeniu urlopu macierzyńskiego a on będzie przez jakąś chwilę wychowywał synka dopóki nie pójdzie do przedszkola, tym bardziej że mam wymagającą pracę dodatkowo obciążoną 1,5 godzinnymi dojazdami w jedną stronę. Ta chwila i planowane początkowo pół roku niebezpiecznie przedłużają się o rok, dwa. Nie chcę tu dokładnie opisywać spraw zawodowych założenia przez niego firmy którą tak naprawdę ja prowadzę, chęci łatwego zarobienia poprzez przelanie ostatnich pieniędzy na jakieś rynki walut, straceniu tych pieniędzy itd…. Problemy się piętrzą dodatkowo ja podejmuję kolejne studia podyplomowe, moja mama jest chora na nowotwór, po półtora roku szpitali, chemii mama zmarła (czasami sobie myślę, że gdybym wtedy znała tę Nowennę z pewnością odmówiłabym za mamy powrót do zdrowia). Ale wracając do meritum widzę że mąż ma problemy ze snem, wieczorne wyjazdy po piwka, zasypianie na kanapie w salonie albo w gabinecie itd….. w styczniu 2018 roku po kolejnym weekendzie z kolegami wsiada do samochodu, kradnąc mi pieniądze (bo był to już czas że nie miał dostępu do żadnego konta a swoje puste) wiem, że jedzie po piwo . Ostrzegam , że zadzwonię na policję z informacją , że samochód prowadzi osoba pod wpływem alkoholu. Myśli, że blefuję. Ja to robię, on ma 0,6 promila. 7 tyś kary, prawo jazdy na 3 lata. A on popada już w ciągi 3- tygodniowe. Pomaga mi bardzo jego matka, odbierając syna z przedszkola, pomagając w firmie na ile czas i umiejętności jej pozwalają. Potrafi nie pić 2 tygodnie myśląc że się uda mu się na dłużej. Niestety nie, znów mały impuls Telefon od kolegi, święta zawsze znajdzie się okazja. Szukając pomocy natrafiam na Nowennę Pompejańską w internecie, dopiero za jakimś 3 razem udaje mi się w marcu- kwietniu odmówić całą w intencji podjęcia leczenia przez męża. Dokładnie 14 lipca w sobotę rano mąż decyduje się na terapię. Do prywatnego ośrodka oddalonego o około 200 km od naszego domu wiezie go mój brat. Pije wtedy od 3 tygodni, ja już nie mieszkam w domu praktycznie, są wakacje nocuję po koleżankach, u siostry, chcę chyba może to zabrzmi okrutnie ale żeby się zachl…….Jak teraz to piszę to łzy spływają mi po policzkach. Do ośrodka a najpierw na detoks jedzie mając ponad 6 promila alkoholu. Ja odzyskuję spokój, radość……. Całą noc z 14 na 15 lipca, jest to sobota nie śpię. We wtorek jadę z dziećmi na planowane wakacje na Mazury. odzyskuję radość życia. Po wielu rozmowach, zobaczeniu męża po miesiącu w ośrodku, po 9 tygodniach terapii odbieram go…… Jest różnie, czasami po jego zachowaniu wiem kiedy ma głody, często wypomina mi to prawo jazdy, założył nową firmę w listopadzie związaną z finansami, nie jest łatwo mu powrócić na rynek, ale ja wierzę że dzięki Maryi będzie coraz lepiej. W tym momencie moje dzieci na dole oglądają z mężem tv, ja piszę to świadectwo. Po drodze było mnóstwo bólu, sądy, adwokaci, policja. Założyłam sprawę o eksmisję długo można by pisać. Pamiętam jak czytałam świadectwa i jak one mi pomagały. Mam nadzieję, że i moje doda komuś otuchy, nadziei. Kochani trzeba zawierzyć Bogu. I nie ustępować w modlitwie. My jesteśmy rodziną wierzącą ale jak to często bywa niepraktykującą. Teraz to się zmieniło, niestety tylko we mnie. Mój mąż nie ma nic przeciw moim modlitwom, często odmawiam też nowennę rozwiązującą węzły, czy do Św. Józefa. Mam segregator z modlitwami też do Anioła Stróża , Św. Judy Tadeusza, Św. Rity. Jak widzi że mam różaniec w ręku mówi że nie przeszkadza odmawiaj sobie te swoje modlitwy, ja nie wierzę. Boli to i chciałabym żeby chodził ze mną do Kościoła, ale wszystko w swoim czasie. Kochani przede mną kolejne Nowenny. Już kilka razy podejmowałam próbę odmówienia za duszę mojej kochanej mamuni. Ostatnio Niestety wczoraj ze zmęczenia przerwałam i znów zacznę od początku. Moja rodzina potrzebuje jeszcze dużo pomocy bo sama sobie nie poradzi dlatego ja już nie będę nikogo zmieniała na siłę, walczyła, wykłócała się wolę tę energię spożytkować na MODLITWĘ. Kochani, wielbiciele Matki Bożej wierzcie, módlcie się i nie wątpcie. Ona zawsze pomaga. A ja napisze za rok o tej samej porze z kolejnymi świadectwami, bo ja z pewnością nie zrezygnuję z mojej przemiany i Nowennie Pompejańskiej dowiedziałem się z jednego z forów internetowych. Świadectwa jakie wtedy przeczytałem na stronie Nowenny zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie. Tak się składało, że w tamtym okresie borykałem się z nadmiarem wolnego czasu i stwierdziłem, że warto by ten naddatek poświęcić na modlitwę. Koniec końców skończyło się na tym, że rozkład mojego dnia nie zmienił się, a części Różańca odmawiałem w nocy. Co do intencji, to patrząc na nią moim okiem można by powiedzieć, że nie została wysłuchana. Ale gdybym tak powiedział byłbym niesprawiedliwy. Zdarzyło się wiele innych mniejszych „cudeniek”. Poza tym moja intencja była bardzo szeroka, trudna i czasochłonna, więc kto wie, może trybiki w sprawie ruszyły i kręcą się, tyle że w ukryciu?Nie można również zapominać o „efektach ubocznych” Nowenny. Wewnętrzny ład, spokój i inne, które skłoniły mnie do rozpoczęcia następnej Pompejańskiej. Ale zanim ta chęć dojrzała we mnie, minęło kilka miesięcy. Tym razem lepiej zorganizowałem swój czas. Z racji, że swoje sprawy na mieście załatwiam chodząc pieszo, lub jeżdżąc na rowerze, postanowiłem wykorzystać czas „podróży” na modlitwę. Intencja, w której się modliłem, przeszła bez echa, ale o dziwo nie czułem zawodu, nie myślałem że zmarnowałem swój cenny czas na bzdety. Poza tym podczas odmawiania Nowenny spadło na mnie wiele ciężkich ciosów, i nie wiem jakbym się po nich podniósł gdyby nie myśl, że mam tego dnia jeszcze trzy części Różańca do zakończeniu mojej drugiej Nowenny Pompejańskiej, pogodziłem się z tym, że fajerwerki i wielkie cuda przydarzają się innym. Nie zrażony tym faktem, kilka tygodni po drugiej, rozpocząłem trzecią. Tym razem modliłem się, o pomoc w znalezieniu pracy. Podczas spacerów z Różańcem po mieście, w moim wielkim rozgarnięciu skojarzyłem sobie że w tutejszej katedrze w dni powszednie wystawiony jest Przenajświętszy Sakrament. Moje spacery stały się mniej urozmaicone, zacząłem wydeptywać ścieżkę z mojego domu do teraz patrzę na czas mojej trzeciej Nowenny, to widzę bardzo dokładnie, że pewne zdarzenia odbywały się w najwłaściwszym z możliwych czasie. Koniec końców, straciłem rachubę czasu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zakończyłem rozmowę z osobą, która zapraszała mnie na test kwalifikacyjny, i ujrzałem, że właśnie tego dnia był 54 dzień Nowenny. Po prostu myślałem, że zwariuję ze szczęścia. Oczywiście nie muszę dodawać, że test przeszedłem celująco, tak jak i rozmowę kwalifikacyjną, a od października zaczynam między czasie miałem możliwość pielgrzymować na Jasną Górę, a po powrocie rozpocząłem czwartą Nowennę. Czy będzie piąta? Szkoda marnować swój cenny czas na nieodmawianie Nowenny Pompejańskiej. Cóż Ci dać mogę o Królowo pełna miłości?Chwała Ojcu Synowi i Duchowi Świętemu. Jak była na początku teraz i zawsze i na wieki wieków. Panem Bogiem
Nowenna pompejańska nie jest tak trudna, jak się wydaje. Jednak we wpisach na tej stronie oraz w licznych listach pojawiają się wciąż te same pytania, więc zebraliśmy je w tym miejscu. Oto najczęstsze pytania o nowennę pompejańską. Jeśli masz pytanie, przejdź do dyskusji – tutaj – i zostaw pytanie w komentarzu.
Piszę to wszystko z wielką radością, wdzięcznością ale i prostotą, aby niczym nie umniejszyć wielkiego Miłosierdzia Bożego, którego możemy doświadczać bez końca, dziękując Mu codziennie za ogrom łask, którymi nas obdarza. Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: «Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!», a byłaby wam posłuszna. W ostatnim czasie, gdy modliłam się o cud uzdrowienia, w głowie huczały mi te słowa Pana. Cały czas zastanawiałam się nad tym, czy moja wiara jest dość wielka i silna, abym mogła dostąpić łaski od Boga. Doszłam do wniosku, że nie mnie oceniać wielkość mojej wiary, więc te słowa zamieniłam w modlitwę: "Boże spraw, by moja wiara była jak to ziarnko gorczycy, bo sama nie potrafię jej zmierzyć". Targały mną różne uczucia i emocje w czasie odmawiania codziennie Nowenny Pompejańskiej i Modlitwy Zawierzenia ojca Dolindo: "Jezu Ty się tym zajmij, Ty się o to zatroszcz". Dziś wiem, że całkowite oddanie się Jezusowi przynosi niewysłowiony spokój! Kiedy poszłam na badanie USG po zakończeniu nowenny, czas niesamowicie się wydłużał. Początkowo nie mogłam opanować drżenia rąk i pieczenia policzków, ale po kilku powtórzeniach "Jezu ufam Tobie całkowicie, Ty się o wszystko zatroszcz", oczekiwanie przez kolejne pół godziny minęło w całkowitym spokoju. W czasie badania usłyszałam diagnozę, której tak bardzo pragnęłam. Stał się cud! To było miesiąc temu. Wtedy to powzięłam decyzję o napisaniu świadectwa i podzieleniu się tym, jak Nowenna Pompejańska i Modlitwa Zwierzenia zmieniały moje życie. Pierwszy raz odmawiałam Nowennę Pompejańską, gdy mój mąż zmagał się z silnym uzależnieniem i rozpoczął terapię odwykową. Przez cały czas jego pobytu w szpitalu modliłam się dzień w dzień. Miałam wielką nadzieję, że pomogę mu tą modlitwą w wytrwaniu do końca terapii. Okazało się, że łaska Boża sięgnęła o wiele dalej. Od tamtego czasu minęło 7 lat, a mąż do tej pory pozostaje wolny od nałogu. Chwała Panu! Drugi raz odmawiałam Nowennę, prosząc o zdrowie dla siostry. Tym razem wola Boża objawiła się w zatrzymaniu choroby. W obecnym jej stadium moja siostra może normalnie funkcjonować przyjmując leki i cieszyć się życiem - jest osobą głęboko wierzącą, co dodatkowo wzmacnia jej wdzięczność Bogu. Trzeci raz zaczęłam odmawiać Nowennę 3 miesiące temu, prosząc o zdrowie dla siebie i męża. Tym razem równocześnie odmawiałam też Nowennę do św. Szarbela i namaszczałam chore miejsca poświęconym Olejem, a także starałam się całkowicie oddać i zawierzyć wszystko Jezusowi w Akcie Oddania, co opisałam już na samym początku. Chwała Panu! Piszę to wszystko z wielką radością, wdzięcznością ale i prostotą, aby niczym nie umniejszyć wielkiego Miłosierdzia Bożego, którego możemy doświadczać bez końca, dziękując Mu codziennie za ogrom łask, którymi nas obdarza. W naszym życiu było też wydarzenie bardzo trudne, związane ze śmiercią dziecka. Wtedy Pan Bóg miał plan aby zwrócić nasze życie w swoją stronę, ale i wtedy nie pozostawił nas bez swojej łaski i pomógł poprzez Matkę Bożą przetrwać trudne chwile. Z perspektywy czasu wiem, co to znaczy dziękować Bogu i wszystko powierzać jego Woli i Miłosierdziu. To daje poczucie bezpieczeństwa w Bożych rekach, spokój, radość i pogodę ducha. Z Bożym błogosławieństwem idźcie przez życie i módlcie się codziennie modlitwą Jabesa: „A wzywał Jabes Boga Izraelowego, mówiąc: «Obyś skutecznie mi błogosławił i rozszerzył granice moje, a ręka Twoja była ze mną, i obyś zachował mnie od złego, a utrapienie moje się skończyło!» I sprawił Bóg to, o co on prosił". Nie zapominajcie o Matce Bożej i Różańcu. Ma ogromną moc! Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.Podczas odmawiania nowenny na prawdę czułam spokój , czułam jakaś niesamowitą łaskę , która ciągle na mnie spływała. Nie myślę już z przerażeniem w przyszłość , nie martwię się tym ,że jestem wciąż sama i nie mogę nikogo znaleźć .
Aktualnie odmawiam już 17 nowennę (intencje od 9 nowenny zawierzyłam Bogu, gdyż On zna nas samych i nasze serca najlepiej i wie czego nam najbardziej potrzeba w danej chwili, wcześniejsze były w intencjach bliskich mi osób, dotyczyły wartości duchowych, kwestii związanych z relacjami itp.). Pierwszą nowennę zaczęłam odmawiać w lipcu 2018 przy czym to było moje 3-cie podejście do nowenny, gdyż w trakcie 1-go dnia nowenny odkryłam, że źle ją zaczęłam odmawiać. Dokładnie nie pamiętam skąd w mojej głowie zrodził się pomysł akurat odmawiania Nowenny Pompejańskiej. Z tamtego okresu pamiętam poszukiwania jak sobie pomóc w internecie. Kojarzę także, że moja mama usłyszała o niej jakiś czas wcześniej od mamy kolegi mojej siostrzyczki, gdy jeszcze chodziła ona do przedszkola i najprawdopodobniej niebiosa mi o niej przypomniały. Tak naprawdę nowennę chciałam zacząć odmawiać jakoś z początkiem maja tego samego roku, gdyż znajdowałam się wówczas w trudnej dla mnie sytuacji, z którą nie mogłam sobie od przeszło 1 roku poradzić. Przez jakieś 2 tyg czytałam informacje o nowennie i Wasze świadectwa. Wówczas jednak to był zbyt intensywny czas by zacząć i zbyt mało czasu by owa intencja miała się spełnić, więc pozostałam przy modlitwie osobistej i koncentrowałam wszystkie pozostałe siły, aby zawalczyć ten jak się okazało zbawienny ostatni raz czyli 7. Jednak w czasie, gdy zaczęłam intensywnie myśleć o rozpoczęciu nowenny Pan Bóg postawił na mojej drodze cichych aniołów, których czułam obecność, wsparcie chociaż im dłużej to wszystko trwało to było trudniej i czułam się coraz bardziej zagubiona, bezradna, takie uderzanie głową w mury nie do przebicia. Czułam, że są wokół mnie życzliwi ludzie, którzy pragną dla mnie dobrze i modlą się o pomoc dla mnie łącznie z moją wówczas 8 letnią siostrzyczką. Właśnie w maju, gdy moje myśli mocno krążyły wokół nowenny i poczucia, że tylko niebiosa są w stanie mi pomóc Pan Bóg pośpieszył mi z pomocą i ofiarował pomoc osoby, która myślałam, że już się do mnie nie odezwie, bo z jakiegoś powodu najzwyczajniej nie jest w stanie mi pomóc, a ja pogodziłam się z tym, bo od ponad 2 miesięcy nie odpisywała na mojego mejla, gdy po tym czasie nadszedł mejl byłam w szoku, ogarnęło mnie poczucie szczęścia, euforii, doznałam nagłego przypływu energii, mocy i czułam, że los mój odmienił się na dobre i wygram to o co walczę, choć z drugiej strony wiedziałam, że wszystko może się zdarzyć, gdyż to była sytuacja, gdzie miałam poczucie, że sukces nie zależy ode mnie, moich starań, wiedzy, dokonań, dlatego było tak trudno, bolało, ale ta osoba dała mi nadzieję, że moje szanse wzrosły. Po czym zabrałam się z nową energią do działania czyli do nauki, bo sprawa dotyczyła egzaminu z angielskiego. Był on pogromem i męczarnią dla całej rzeszy studentów od kilku lat. Ostatecznie dzięki pomocy tej osoby wygrałam za co jestem jej ogromnie wdzięczna, bo gdyby nie ona jeszcze długo borykałabym się z tą sprawą, dzięki niej mogłam ukończyć licencjat i pójść na studia magisterskie. Można powiedzieć, że jest moim ziemskim aniołem, wybawcą ;-), dlatego w swoich modlitwach starałam się pamiętać o tej osobie, gdyby nie okazana przez nią pomoc pewnie jeszcze bardzo długo tkwiłabym w tej już wykańczającej mnie sytuacji (niektórzy po kilkanaście razy pisali ten egzamin np. 11, 12, 15… to są statystyki, które znam, a ile było osób, które pisały ten egzamin znacznie więcej razy???!!! Tego nie wiem i już się nie dowiem.) Czułam się totalnie wyeksploatowana na skraju totalnej niemocy, więc dziękuję z całego serca za okazaną pomocna dłoń. Zanim wkroczyłam na Jezusową drogę, Jezus mnie przygotowywał i spotykałam osoby związane jakoś z religią, wspólnotami, no i ten egzamin… męczarnia… koszmar… płacz… bezsilność…, a ostatecznie wielkie zwycięstwo Pana w moim życiu i nie chodzi mi tutaj wcale tylko o fakt szczęśliwego zakończenia mojej historii z tym egzaminem tylko, o to, że myślę sobie teraz po upływie już ponad 3 lata jak go zdałam, że właśnie przez niego Bóg chciał do mnie trafić i odmienić na lepsze moje życie. W trakcie batalii z tym egzaminem było kilka zwrotów akcji, chwil nadziei, ale dopiero, gdy tak w swojej totalnej bezradności, niemocy zwróciłam tak całkowicie swoje serce ku Bogu wygrałam, a właściwie nie ja tylko ON. Wcześniej to tak po ludzku walczyłam, starałam się po swojemu załatwiać swoje sprawy, bo myślałam, że tak należy, dlatego odnosiłam porażki. Teraz po latach zaczynam coraz więcej rozumieć i uczyć się z tej historii. Historia mojej wiary Nie zawsze byłam blisko Boga. Owszem w dzieciństwie modliłam się z głębi serca (i to właśnie dzięki wytrwałej, modlitwie mając 13/14 lat udało mi się wymodlić cud narodzin mojej siostrzyczki, której szanse na urodzenie się były bardzo malutkie – moja mama zanim urodziła moją siostrę 3x poroniła), gdyż ciąża mamy była zagrożona i praktycznie całą ciążę musiała ona przeleżeć plackiem w łóżku, wykonując jak najmniej ruchów by dziś 11 letnia kochana, wrażliwa istotka mogła być z nami i tym samym by mogło się spełnić moje jedno z największych marzeń z dzieciństwa o posiadaniu siostry) także własnymi słowami – sporadycznie chodziłam do kościoła, sakramenty wszystkie przyjęłam, ale to byłoby raczej na tyle. Będąc już studentką zaczęłam praktykować regularną, codzienną postawę wdzięczności Bogu za wszystkie doznane mniejsze, większe dobra, łaski, za wszystko to co sprawia, że mój dzień i moich bliskich stał się po prostu odrobinkę lepszy. Dopiero w lipcu 2018 Bóg zaczął być obecny w moim życiu tak bardziej kiedy to zaczęłam odmawiać swoją pierwszą w życiu nowennę pompejańską (no i w ogóle różaniec to była moja pierwsza z nim styczność) od tej pory odmawiam ją regularnie z maksymalnie kilkunastoma dniami przerwy, modliłam się także nowenną do św. Rity, do matki Bożej rozwiązującej węzły, a od 2021 koronką do Bożego Miłosierdzia, zaczęłam żyć tematem wiary, pogłębianiem relacji z Naszym Niebiańskim Tatą, oglądam na youtubie filmy ks. Adama Szustaka, jego braci, ks. Pawlukiewicza, od zeszłego roku na youtubie filmy Agaty Strzyżewskiej, od lutego tego roku Magdy Wołochowicz (kanał Żyj pełnią życia, a także czytam artykuły na blogu także o takiej samej nazwie). Są to kobiety, które dzielą się wiarą, życiem z Bogiem na co dzień, Słowem Bożym z pasją i energią, z chęcią poszukuję nowych inspiracji filmikowych, książkowych. Dosłownie na dniach zaczęłam czytać skłaniające do refleksji artykuły na blogu Biblijny raban. Kiedyś będąc, dzieckiem, nastolatką to nie zapraszałam w drogę, którą podążałam tak w 100% Jezusa. Modliłam się, ale Jezus nie był moją codziennością, pragnieniem. Od lata 2018 uczę się ufać Panu i w pełni zawierzać siebie, bliskie mi osoby, swoją życiową drogę Naszemu Tacie, bo czuję, że On wie co dla mnie i moich bliskich jest najlepsze podczas, gdy ja błądzę cały czas po omacku w tym życiu, czując się czasem zagubiona, przytłoczona tym światem. Warto modlić się i wierzyć cały czas to pomaga iść do przodu, stale się rozwijać. Zdarzają się też trudne chwile w trakcie odmawiania nowenny gdzie sprawy układają się wbrew naszej myślom, założeniom (napięte relacje z rodzicami, trudno się z nimi dogadać, konflikt o studia, wycofanie kierunku studiów, który chciałam, obrona licencjatu trudności, problemy z dokumentami na studia, siadło zdrowie). Trudno wyrazić wdzięczność jaką czuję. Dziękuję Tobie Przenajświętsza Mamo oraz całym niebiosom za wszelkie otrzymane łaski. Z całą pewnością dołożę wszelkich starań, aby Nowenna Pompejańska była nieodłącznym elementem dnia na całe moje życie. Pan Bóg każdego dnia uświadamia mi, że jest Bogiem NIEMOŻLIWEGO i dla niego wszystko jest MOŻLIWE!!! Każdego dnia doświadczam ja i moi bliscy od niego wiele pięknych łask: Ze stanów – życie jest ciężkie, jest 1 min. płaczu i zbieram się do kupy albo płaczę ze zmęczenia, bo coś boli i tym jestem zmęczona, strapiona. Dar łez takich oczyszczających. Prosiłam tak po prostu w trakcie swoich rozmów z Bogiem o odpowiedź w kwestii intencji łączących nas znajomości mnie relacji z bliską mi osobą (z moją koleżanką z którą znam się już wiele, wiele lat) i krótko po tym spotkałam się z nią i to spotkanie, zachowanie tej koleżanki było na moją prośbę odpowiedzią. Jeśli chodzi o relacje z drugim człowiekiem to zostałam mianowana przyjaciółką przez koleżankę ze studiów i z każdym kontaktem coraz bardziej się zaprzyjaźniamy. Jej wyznanie kompletnie mnie zaskoczyło oczywiście pozytywnie. W trakcie odmawiania nowenny miałam tak kilka razy, że gdy miałam dzień z gatunku emocjonalnie trudny, było mi smutno i źle to Bóg zatroszczył się o mnie i akurat tego dnia dzwoniła do mnie pewna bliska mi osoba nie wiedząc o moim stanie ducha sprawiając mi niespodziankę i to, że dzień zamieniał się na pozytywny. Uruchomiła się we mnie większa obowiązkowość chcę mieć wszystko jak najszybciej z głowy. Pozyskanie z polecenia nr telefonu do specjalisty mającego szerokie kompetencje jeśli chodzi o kwestie zdrowotne. W trakcie IV i V nowenny moja siostra miała w szkole zastępstwa przez kilka miesięcy za wychowawczynię, która zachorowała. Wspomniana wychowawczyni w jednym wielkim skrócie nie miała serca i podejścia do dzieci, była niemiła, potrafiła małe dzieci od osłów, głupków itp. wyzywać, krzyczała bez powodu na dzieci, wyzywała je niezasłużenie, stresowała bardzo dzieci swoją osobą i można by było długo wymieniać sytuacje jak źle w stosunku do dzieci się zachowywała. Pan zadziałał i moja młodsza siostra miała zastępstwa z panią o złotym sercu i wspaniałym podejściu do dzieci, która jest po prostu kobietą aniołem. Skradła ona serce dzieci od razu, okazywała im troskę, wsparcie, dzięki niej dzieci odżyły, były nareszcie uśmiechnięte, szczęśliwe, uwielbiały chodzić do szkoły, wręcz były smutne, że już koniec lekcji i czas iść do domu albo, że nadchodzi weekend. Nastał koronawirus i dzieci pozbyły się w ten sposób znielubionej wychowawczyni. Kolejną łaską otrzymaną podczas odmawiania nowenny była wizyta mojej siostry u kompetentnego gastrologa. Poznałam także chłopaka na którym zaczęło mi zależeć to był krótki, ale ważny pod względem doświadczenia czas. Matka Boża pozwoliła mi się pozbierać jak ów chłopak z dnia na dzień zerwał ze mną kontakt (liczyłam, że będzie między nami coś więcej), a wcześniej pisaliśmy ze sobą praktycznie codziennie, parę razy dziennie bez względu na porę dnia. Po tym jak owa znajomość wygasła zaczęło do mnie docierać, że czas „postawić” , zatroszczyć się o siebie. Z perspektywy czasu cieszę się, że ta znajomość się skończyła zanim się zaczęła, bo w sumie niewiele o nim wiem i czuję wewnętrznie, że ten chłopak jest bardzo pogubiony duchowy, emocjonalnie, żyje daleko od Boga, wyznaje inne wartości co ja. Coś mi podpowiada, że powinnam modlić się o uzdrowienie jego duszy i poukładanie relacji z Bogiem, dlatego staram się o nim pamiętać w swojej modlitwie, choć nie mam z nim kontaktu. Im dłużej modlę się na różańcu tym bardziej czuję, że powinnam postawić teraz na swój rozwój, a dopiero potem szukać miłości. Zaczynam doceniać, że póki co jestem sama i mogę się duchowo rozwijać, wzrastać w wierze i wierzę, że dzięki temu, za jakiś czas uda mi się stworzyć Boży związek, Bożą rodzinę i będę Bożą żoną i mamą. Podczas odmawiania jednej z nowenn miałam na studiach kolejny egzamin z angielskiego (co wywoływało we mnie trudne emocje, strach, panikę, wręcz nieuzasadnione czasem, to było silniejsze ode mnie, ze względu na doświadczenia z tym przedmiotem, o których pisałam wyżej i ta przeszłość po niespełna 1 roku wróciła do mnie jak bumerang ze zwielokrotnioną siłą). Na szczęcie wówczas zawalczyłam, choć było to dla mnie mega trudne doświadczenie i gdy zobaczyłam, że 4 dostałam to rozpierała mnie ogromną radość i byłam z siebie dumna. W trakcie odmawiania VI nowenny odzyskałam zdrowie i otrzymałam od Pana Boga dar Nowego ŻYCIA za co jestem mu ogromnie wdzięczna. Moje dzieciństwo, aż do pierwszych lat studiów sprowadzało się do ciągłych wizyt w przychodniach, szpitalach, lekarstw, badań i ciągłego braku trafnej diagnozy i odpowiedniej pomocy. Na szczęście w czerwcu 2019 roku trafiłam do odpowiedniej osoby i od tej pory trzymam się zdrowo, a moje wyniki badań z krwi zrobione po tej wizycie są naprawdę zadziwiająco dobre. Kolejną otrzymana łaską była REWELACYJNA opieka w szpitalu (cały personel po prostu wspaniały), gdy moja siostrzyczka miała gastroskopię. Tego dnia czuć było opiekę Bożą na każdym kroku. W trakcie 7 nowenny obserwowałam jak moja siostrzyczka stała się silniejsza, odporniejsza, jakby dojrzalsza emocjonalnie na pewną osobę, która wiele nerwów od kilku lat ją kosztowała i jej nieodpowiednie zachowanie odbijało się na samopoczuciu psychicznym i fizycznym. W sumie trochę bardziej ośmieliła się w kontaktach z ludźmi. Obecnie bardzo chętnie pomaga innym dzieciom, z większym uśmiechem, swobodą odezwie się na lekcji. Jest radośniejsza, mimo wszystko spokojniejsza, choć szkoła wiele nerwów ją kosztuje, brzuch przestał ją boleć. Za to, że pewien dobry człowiek pomaga moim bliskim z dobroci serca. W tym samym czasie dokonał się też cud przemiany relacji w mojej rodzinie. Widziałam jak mój tata przemienia swoje serce, uczy się cierpliwości do mamy, siostry i mnie, okazywać troskę, czułość, stara się panować nad swoimi emocjami i wybuchaniem złością bez powodu, powolutku jego serce otwiera się na Boga, kwestie duchowe (zaczyna mówić o modlitwie za osobę zmarłą, która za życia była alkoholikiem, opętanym przez szatana i narobiła wiele zła swojej dziewczynie i nie do końca była życzliwa w stosunku do mojej rodziny) choć sam się nie modli i nienawidzi prosić o cokolwiek, zaczyna inaczej podchodzić do życia. Zmniejszyła się ilość męczących, głupkowatych żarcików z jego strony. Można powiedzieć, że to co zaczęło się z nim powolutku dziać jest odpowiedzią na główną intencję mojej IV nowenny o nawrócenie taty, przemianę, pokój serca, duszy, ciała, umysłu oraz zachowania. Jakiś czas temu mój tata miał wypadek, gdy prowadził samochód (zderzyłby się o mały włos z tramwajem). Potrącona Pani wyszła z niego bez szwanku. Mój tata został pewnego razu porażony prądem, gdy zawieszał lampę u babci, ale wszystko dobrze się skończyło, choć powiało grozą. W trakcie tych 3 lat z nowenną pogłębiły się więzi moje i mojej mamy z moją ciocią, mamą chrzestną. Na nowo jesteśmy ze sobą blisko. Cieszę się, że niebiosa pomogły cioci podjąć pierwszy krok w rozpoczęciu nowego życia i nakierowały ciocię co ma robić. Kolejna łaską jest to, że przestałam oglądać swój ulubiony serial, filmy i teraz oglądam tylko filmiki związane z wiarą. Dawniej chętnie sięgnęłabym po jakąś powieść, a teraz wybrałabym książkę by móc zgłębiać wiarę. Moja kochana mama miała podejrzenia choroby zmory XXI wieku, ale miłosierny Bóg ją uchronił. Za co jestem Panu i całym Niebiosom ogromnie wdzięczna, bo mama to najbliższa mi osoba na całym świecie!!!! Tego samego dnia na krótko przed wizytą mamy u lekarki modliłam się na różańcu i prosiłam, by przekazała mamie dobre wieści i w głowie miałam te konkretne słowa, „taka Pani uroda”, odnośnie mamy problemów zdrowotnych, które chciałam by mama je usłyszała i dokładnie te słowa usłyszała, a czekając na te słowa Bóg obdarzył mnie spokojem. Moja mama od wielu lat zmaga się z anemią i naprawdę stał się cud, bo mama miała naprawdę dobre wyniki jak na samą siebie. Dziękuję także za praktyki online są one przykładem wysłuchania moich modlitw, mój stan ducha, ogrom niechęci (nie widziałam tego jak praktyki w szkole online, mogą się udać, uważałam, że lepszy jest kontakt z dzieckiem twarzą w twarz, poza tym praktyki w szkole już miałam kilka razy, owszem bardzo mi się na nich podobało czułam się nimi zachwycona, szczęśliwa podczas ich odbywania, normalnie jak ryba w wodzie, ale chciałam spróbować czegoś innego efekt końcowy ponad moje modlitwy, mimo takiej formy praktyk byłam niewiarygodnie szczęśliwa, radosna, i miałam w sobie tyle energii, życia i bardzo mnie te praktyki wkręciły, że smutno mi było jak miały się skończyć, utwierdzający wewnętrznie, że szkoła to jest moje miejsce, gdzie akurat w tym przypadku przeszłość owocuje i jest moim olbrzymim sprzymierzeńcem). Dziękuję za krótką rozmowę z pewną ważną dla mnie osobą siedząca intensywnie we mnie tak w pozytywnym sensie przez jakieś 2 tygodnie. Była ona żywa dzień w dzień we mnie i na nowo cały czas się przypominała i utwierdzała tak szkoła to moje przeznaczenie. Mimo, że teraz po kilku miesiącach od tej rozmowy utraciłam pewność co tej kwestii, ale na tamten czas te praktyki i rozmowa były dla mnie ważne, dzięki tej rozmowie wyjaśniła się także relacja z pewną osobą z przeszłości, którą lubię, a przez moment zachowywała się nie fair w stosunku do mnie jakby „to była nie ona” co było dla mnie szokiem i nie pasowało mi to do niej, ale pomyślałam lata mijają ludzie się zmieniają czasem na dobre, a niestety czasem na gorsze. Przykro mi było, bo wiązały mnie z nią bardzo miłe wspomnienia. Nie warto jednak kogoś od razu przekreślać, bo powodów może być wiele, dlaczego się tak zachowała, a nie inaczej. Teraz nasze relacje są jasne. Moja ciocia trafiła pod opiekę super specjalistów i została uzdrowiona ze złośliwego raka. Jak moja w listopadzie ubiegłego roku moja mama miała operację, która na szczęście przebiegła pomyślnie to miała wspaniałą opiekę. Zwłaszcza w czasach koronawirusa to CUD!!! Otrzymałam też wielokrotnie pomoc na studiach w wyjściu z trudnych pogmatwanych sytuacji. Oj wiele takich skomplikowanych, trudnych do przebrnięcia sytuacji na studiach było. Przez kilka miesięcy nie mogłam się skontaktować z pewnym wykładowcą, bo był nieosiągalnym, jak się udało to był bardzo problemowy w kontakcie, porozumieniu się i przez to nie mogłam zaliczyć przedmiotu, jak już łaskawie chciał mi wpisać ocenę to oczywiście były problemy ze systemem ,bo nie szło jej wpisać. Po roku pomyślnie zakończona sprawa z batalią o zaliczenie, ocenę z pewnego przedmiotu. Dziękuję za wszelkie dobre chwile na studiach. Pustki w głowie zamienione podczas zaliczeń zamienione na pozytywne oceny z zaliczenia. Pomimo różnych skomplikowanych historii na ostatnim roku magisterki mam najwyższe oceny z wszystkich poprzednich lat. Do niedawna przerażał mnie ogrom tych wszystkich do pogodzenia ze sobą czynności, które w dzień w dzień musi wykonywać każda kobieta, żona, mama, pracownik i nie potrafiłam sobie wyobrazić jak ja sobie z tym poradzę, a jednak przekonałam się, że można temu sprostać pod warunkiem, że ma się wspaniałego mężczyznę u swego boku, który zawsze pomoże, wspiera, docenia, szanuje. Ostatnimi czasy dużo osób w mojej rodzinie zachorowało na covida na szczęście dobrze ich historię się potoczyły (dwie były w stanie krytycznym, ale żyją i mają się lepiej). Tata kilka razy miał się spotkać z pewnymi osobami, po czym okazywało się, że dobrze, że tak się stało, że spotkanie nie doszło do skutku, bo bylibyśmy na covida narażeni. Moje dwie babcie zaszczepiły się na covida i dobrze to zniosły (79 lat i 73) chociaż jedna do tej pory okaz zdrowia podupadła mocno na zdrowiu zanim się zaszczepiła (ta starsza), a ta młodsza mająca od jakiś 20 lat ciągle problemy zdrowotne także ma się dobrze. Dziękuję Bogu, za to że chroni mnie, moich rodziców, moją siostrzyczkę od tego paskudztwa. Ze względu na sytuację rodzinną w związku z problemami ze zdrowiem mojej mamy nie skończyłam pisać pracy magisterskiej w ubiegłym roku akademickim, no i teraz muszę powtarzać seminarium magisterkie, ale Bóg się o mnie zatroszczył, bo wiedział, że leczenie jest czasochłonne i pochłania naprawdę bardzo dużo pieniędzy, a żyć z czegoś trzeba. Porozmawiałam z pewną osobą na uczelni i mi pomogła umorzając opłaty. Bóg działa w nagłych sytuacjach i uzdrawia: ból zęba (męczyłam się jakiś czas i w pewnym momencie powiedziałam Jezu ufam Tobie, Ty się tym zajmij tak po prostu te słowa same przyszły do mojej głowy i po chwili ból ustał, miałam tak kilka razy, zadziałało także, gdy poprosiłam w przypadku, gdy bolał ząb moją mamę), innym razem mama czuła się bardzo słabo, czuła, że coś ją rozkłada i, że nie da rady dokończyć gotowania obiadu i tutaj też dosłownie chwilkę pomodliłam się na różańcu i mama nagle została uzdrowiona. Pamiętam jak kilkukrotnie modliłam się, bo rodzice mieli wydatki, a z finansami było krucho i Pan Bóg zadziałał i za każdym razem dosłownie w przeciągu bardzo krótkiego czasu znalazły się dobre osoby, które podarowały moim rodzicom pieniążki o tak z dobroci. Dziękuję Tobie Boże także za dar pisania, dzięki temu mimo różnych trudności skończyłam pisać pracę magisterską. Za to, że potrafię rozbawić, rozweselić, pocieszyć smutne, strapione osoby. Wiem, że to drobiazg, ale kto ma dzieci albo młodsze rodzeństwo wie na pewno jak to jest, gdy dziecko zbiera naklejki na maskotki z Biedronki. Tak więc moja siostra jak większość dzieci w naszym kraju jest fanką maskotkowych gangów z Biedronki. Akcja dobiegała końca następnego dnia, a ja wybrałam się do Biedronki po zakupy by uzbierać jeszcze brakujące naklejki na maskotkę. Moja siostra miała dylemat, bo podobało jej się bardzo słoneczko i kropelka i nie wiedziała co wybrać. Widząc jej zakłopotanie w drodze do Biedronki modliłam się akurat nowenną i tak powiedziałam do Pana Boga „Kochany Boże wiem, że maskotka z Biedronki to nie jest najważniejsza sprawa na świecie, ale wiesz jak moja siostra bardzo chciałaby mieć obydwie maskotki, a ja chciałabym sprawić jej radość, proszę Cię bardzo o pomoc, bo ja sama nie uzbieram ich na drugą maskotkę skoro jeszcze w danej chwili nie miałam na pierwszą, a co dopiero bym mogła wrócić do domu z dwiema maskotkami dla niej”. Tak też się stało Pan zesłał pomoc. Zaczęło się od tego, że szukałam w koszu maskotki, który akurat umiejscowiony był przy kasie i zagadałam do jakieś osoby w kolejce czy zbiera naklejki, a ona, że nie i że bardzo chętnie mi je odda po czym jedna Pani stojąca w kolejce do innej kasy usłyszała moją rozmowę, zostawiła kosz pełen zakupów, przedarła się przez długie kolejki i do mnie podeszła i powiedziała, że jeśli zbieram naklejki to bardzo chętnie mi je odda (dostałam ich od niej, aż 30) i tak zaczął się łańcuszek dobra wielu dobrych ludzi, którzy już nie zbierali naklejek i podarowali mi je z wielką radością i uśmiechem. Moja siostra, gdy wróciłam do domu była bardzo zaskoczona i widać było jaką radość jej ta maskotkowa niespodzianka zrobiła. W 2019 miałam podobną sytuację robiłam zakupy w Biedronce razem ze swoją mamą i to już były ostatnie dwa dni akcji wiedziałyśmy, że uzbieramy naklejki na jedną konkretną maskotkę i koniec. Spotkałam jednak mamę mojej koleżanki z czasów podstawówki chwilę zagadnęłyśmy i okazało się, że zbiera naklejki dla kogoś z rodziny, pożegnałyśmy się znajoma poszła do kasy, a my dalej z mamą robiłyśmy zakupy, minęło raptem kilka minut i znajoma wróciła z powrotem po tym jak zapakowała zakupy do samochodu i wręczyła nam długi paragon z naklejkami, mówiąc moja rodzina ma już dużo maskotek, a dziś były mnożone naklejki proszę to dla siostry, potem przy kasie jakieś starsze małżeństwo nie zbierało naklejek i tym sposobem moja siostra dostała jeszcze maskotkę juniorka. Bóg jest niesamowity i troszczy się o swoje najmłodsze pociechy, chcąc sprawić im radość, wywołać uśmiech nawet w takich sprawach z gatunku tych nienajważniejsze. Mamo Kochana dziękuję za wysłuchiwanie moich próśb, modlitw każdego dnia. Za chwile, gdy na spontanie mogę podzielić się pozytywnymi myślami, obserwacjami, okazje do porozmawiania o wierze, Bogu z najbliższą mi osobą, moją mamą. Podsumowując : Co zawdzięczam Nowennie Pompejańskiej? Przede wszystkim dokonał się we mnie cud duchowego przebudzenia, przemiany, chociaż modliłam się o przemianę serca i nawrócenie taty sama zaczęłam się zbliżać do Boga. Czuję jego obecność, słyszę w sercu jego głos np. ostatnio przez kilka dni słyszałam „wystarczy Ci mojej siły” (bardzo tego potrzebowałam, bo zmagałam się z problemami na studiach, z pracą magisterską w tym temacie ostatnimi czasy miałam totalny wewnętrzny kryzys, rozbicie, pogubienie, czułam zniechęcenie, zmęczenie, brak energii do działania, utratę sensu tego całego zmagania z pracą pomoc) podnosi mnie na duchu, z każdym dniem wzrasta moja wiara, nadzieja, coraz bardziej ufam Bogu, a każdy mój dzień wypełniony jest po brzegi modlitwą. Moja przemiana duchowa cały czas dokonująca się we mnie rosnące stale pragnienie poszukiwania Boga. Pragnę obecności Boga w moim życiu całym sercem, poszukuje i zgłębiam temat wiary. Modlitwa na różańcu i nie tylko na nim przynosi mi ukojenie, wyciszenie, doznaję uczucia spokoju, a także pomaga mi złapać oddech, „odłączyć” się od tego zwariowanego, przytłaczającego świata i jego negatywnych emocji. Otworzyłam się na działanie Ducha Świętego, który „podpowiada” co mówić, jak się zachować w trudnej dla mnie sytuacji. Czytam Pismo Św. i poprzez nie dostaje odpowiedzi na moje pytania albo poprzez piosenki (nagle jakiś jej kawałek przychodzi mi do głowy i odkrywam, że jest powiązany ze mną i moim życiem) filmy, artykuły, na które „przypadkiem” trafiam. Często po krótkim czasie dosłownie chwilę później po wypowiedzeniu w myślach otrzymuję odpowiedź. Mam wrażenie, ze wiele duchowo czuje, doświadczam, ale czasami tak trudno po ludzku o określenie, sprecyzowanie tego co w duchu się czuje. BÓG przemawia do mnie, gdy czytam Biblię czuję, że nasza relacja się pogłębia. Jakoś z początkiem 2021 roku trafiłam na księgę w Piśmie Świętym o „dziwnej” nazwie, w niej dziwne imiona, nazwy i generalnie mój mózg nieprzytomny, po wirusie żołądkowym, emocjach uczelnianych i generalnie stwierdziłam przysypiając ze zmęczenia, że przeczytam ze zrozumieniem ten fragment po obiedzie, bo teraz zasypiam i nie kumam, a ten fragment był prośbą o Słowo Boże dla mnie na tą obecną chwilę i zapragnęłam wiedzieć co akurat teraz Bóg ma mi do powiedzenia. Po tym jak chciałam zrezygnować z czytania i odłożyć je na później coś mnie tknęło, a może spróbuję i wtedy natrafiłam na fragment „Ta robota szybko idzie i szczęści się w ich rękach” i zrozumiałam co Bóg chce mi powiedzieć, że damy radę napiszemy pracę magisterką szybciutko i wszelkie sprawy, trudności na studiach zakończą się WIELKIM HAPPY ENDEM 😉 tak poczułam. Wcześniej dużo rozmyślałam na temat właśnie pracy mgr, studiów i tego co ważne akurat w tej chwili i CZUŁAM OGARNIAJĄCĄ MNIE UFNOŚĆ BOŻĄ, właśnie w aspekcie pisania, że z Bogiem dam radę, gdy tak rozmyślałam i potem wylosowałam fragment Pisma Św. na innej stronie niż zawsze, odczułam wnętrzem, że w słowach pochodzących z tego fragmentu chodzi o mnie i znalazłam przekaz trafiający do mego wnętrza w tym pełnym dziwnych nazw fragmencie. Maryja, Pan Bóg wiedzieli jak bardzo wewnętrznie jest mi, źle jak bardzo czuję się obciążona tymi studyjnymi trudnościami, jak bardzo mam dość i nie mam już na to wszystko sił, do tego napięta, stresująca, pełna niepokoi, problemów mniejszych, większych atmosfera w domu sprawiała, że miałam serdecznie dość i pewnego dnia Bóg wybrał dla mnie cytat z Pisma Świętego poruszając nim moje serce „Piórami swymi okryje cię. I pod skrzydłami jego znajdziesz schronienie. Wierność jego jest tarczą i puklerzem”. Psalmów 91,4. Poczułam wówczas, że będzie dobrze, jeśli chodzi o ukończenie studiów i tak ogólnie życiowo. W tym samym czasie miałam też ciekawą sytuację mając imieniny zadzwoniła do mnie moja ciocia, by złożyć mi życzenia jak zwykle miło, sympatycznie dosłownie zamieniłyśmy kilka słów, ale nie mówiłam cioci, o tym, że wewnętrznie czuję się przybita, generalnie, jest mi źle, także ze względu na domowe problemy i nagle znienacka po radosnych życzeniach mówi do mnie GŁOWA DO GÓRY i na tym skończyła się rozmowa. Byłam kompletnie zszokowana tymi słowami i pomyślałam sobie, że to nasz troskliwy Tata wraz z całym Niebiosami pragnie podnieść mnie na duchu. Zaczęłam z chęcią, przyjemnością chodzić do kościoła. Będąc dzieckiem nie lubiłam chodzić do kościoła, bo się tam najzwyczajniej w świecie nudziłam. W dzieciństwie, gdy byłam małą dziewczynką Msze Św. z tego co pamiętam nie były dostosowane do dzieci, ich sposobu myślenia, pojmowania świata, dlatego protestowałam jak miałam z rodzicami tam iść. Jako nastolatka też nie czułam takiej potrzeby, a i środowisko domowe nie zachęcało mnie do tego zbytnio, bo rodzice sami bardzo rzadko tam chodzili. Zrozumiałam, że wszystko to co mam jest zasługą tylko i wyłącznie Boga i, że tylko z Bogiem można budować trwałe szczęście i w relacji z nim odnaleźć prawdziwy, bo trwały pokój. Także w mojej mamie dokonała się zmiana postawa wobec Boga. Czuje jego obecność, pomoc, pragnie komunii, spowiedzi, „ciągnie” ją do kościoła. Dostrzega także jakie cuda czyni Bóg na co dzień dla każdego z nas. Czas odmawiania nowenny to czas, gdy dokonują się przemiany w nas i sercach naszych bliskich. Doświadczamy, przeżywamy rzeczy niezwykłe, odkrywamy siebie, swoich bliskich na nowo, inaczej patrzymy na świat, ludzi, sytuacje, swoją przeszłość, zaczynamy lepiej dostrzegać, rozumieć sens pewnych wydarzeń z przeszłości, uczymy się przełamywania swoich barier, lęków, dojrzewamy stopniowo do zmian (wszystko dzieje się w odpowiednim czasie, miejscu, gdy Bóg uzna, że jesteśmy gotowi i że dana rzecz jest dla nas dobra), zaczynamy rozumieć łączące nas relacje w takim głębszym, duchowym wymiarze, dostrzegamy źródła zachowań swoich, naszych bliskich (np. mój tata czuję, że jest osobą wewnętrznie poranioną i ostatnimi czasy uświadomiłam sobie jak bardzo potrzebuje on modlitewnego wsparcia by przemieniło się jego zatwardziałe serce, otworzyło na Boga drugiego człowieka, na swoją rodzinę, którą kocha tylko ma problem z okazaniem tego, a która bardzo kocha jego). Zdałam sobie sprawę również, że tylko Bóg może uleczyć taty wnętrze, gdyż starania mojej kochanej mamy od 27 lat małżeństwa i ogrom miłości jaką od niej otrzymuje każdego dnia nie trafiają do opornego serca taty, który za bardzo skupia się na doczesności, sprawach związanych z ziemskimi przyjemnościami zamiast myśleć o sprawach duchowych, relacji, o uczuciach drugiej osoby to rani mamę czyli własną żonę przykrymi słowami (niejednokrotnie były to absurdalne, powstałe w wyobraźni taty słowa, oskarżenia, zarzuty, takie dobić, dowalić oczywiście będące całkowitym zaprzeczeniem postaw małżeńskich, rodzinnych, którymi kieruje się mama tzw. ciosy poniżej pasa, która zadawały niesamowity ból, wyciskały łzy, zachowaniami, raniąc mamę rani i nas własne dzieci, które pragną dla swoich rodziców, dla naszej rodziny Bożej jedności, harmonii.) Trudno przypomnieć sobie, wyrazić, zliczyć, opisać słowami to co się dzieje w trakcie odmawiania nowenny pompejańskiej tego po prostu trzeba doświadczyć, przeżyć na własnej skórze. Wśród ogromu doznanych łask, są z całą pewnością nowe doświadczenia, przeżycia, emocje. Nowenna pompejańska to nie magiczne zaklęcie, które sprawi, że wszystkie nasze trudności znikną, każda prośba się spełni (owszem spełniają się one czasem całe innym razem po części, ale tylko wtedy, gdy jest to zgodne z wolą Bożą, gdyż on jeden zna nasze serca, dusze i wie co jest dla nas najlepsze i wtedy wszystko dzieje się w odpowiednim, wyznaczonym czasie chociaż my ludzie chcielibyśmy, żebym to o co prosimy z chwilą skończenia nowenny się spełniło, a czasem trzeba czekać znacznie dłużej i potrzeba kilku nowenn w tej samej intencji), taka duchowa droga, która pomaga iść przez życie cokolwiek by się działo, zrozumieć siebie, bliźniego zbliżyć się do Pana Boga, żyć lepiej, ukierunkowuje nasze myśli działania na właściwe tory, dodaje otuchy, modląc się nowenną, chwytając w dłoń różaniec, w chwilach dla nas ciężkich daje ona ukojenie w bólu, wyciszenie emocji, uczuć, przywraca zdolność myślenia, gdy zdarza się sytuacja dla nas trudna, która w danym momencie nas przerasta. To nie jest tak że życie staje się nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kolorowe, piękne, proste pozbawione trudności one są, czają się na nas za rogiem, ale mając niebiosa po swojej stronie mimo, że czasem jest kiepsko i czujemy się źle, a życie wymyka się nam spod kontroli, przerasta nas to, choć po ludzku jest ciężko to świadomość, że Bóg jest z nami pomaga iść przez życie. Zło nie śpi i tylko czeka na chwilę naszej słabości, gorszy dzień by namieszać nam w głowach, narobić bałaganu w życiu wprowadzając naszą duszę w otchłań mroku (miewałam myśli o śmierci w kontekście niemocy, zebrania się na czyn), toczy odwieczną walkę z dobrem. Działania szatana: tradycyjnie rozwalanie różańca (co dostałam nowy zaraz był rozwalony), lubił mi się też często gubić, trudności w skupieniu na modlitwie, nie wiedziałam na jakiej tajemnicy jestem, zapominałam słów modlitwy, albo szatan przekręcił słowa z Pisma Św. które chciałam sobie zapisać na totalnego zanegowanie miłości Boga do nas, codzienne czynności, które teoretycznie lubię robiłam się niespodziewanie rozdrażniona, trochę nerwowa i zdekoncentrowana, miesza się w relacje z osobami, na których mi najbardziej zależy, sprawiał, że ja „atakowałam” w myślach moich bliskich, zsyłał mi myśli, które nie pasowały do wyznawanych przeze mnie wartości, mojego charakteru, sprawiał, że czułam niezrozumienie dla siebie samej i sytuacji życiowych, które się wydarzają w moim życiu, miałam trudności z wyjściem z domu na studia najchętniej bym została w domu przez ok. 1-2 miesiąca, pewnego razu mój tata dostał i pamiętam jego słowa „urządzę Tobie piekło”, w sumie zdarzyło się kilka razy, że poczułam nie tylko ja, ale i mama, że diabeł w niego wstępuje, kojarzę jak 2 razy moja mama w taty oczach normalnie diabła widziała, jak modliłam się o nawrócenie taty to odczuwałam taką wewnętrzną męczliwości, bałagan. Warto się jej podjąć, ponieważ ogrom łask, otrzymanego dobra jaka płynie z tej wyjątkowej nowenny jest wprost niesamowita i przewyższa ludzki rozum, pojęcie. Często oprócz łask, o które się modlimy dostajemy inne, albo to co pragniemy, ale w inny sposób aniżeli prosimy. Dzieje się też tak, że z chwilą odmawiania kolejnych dziesiątek różańca jesteśmy tak pochłoniecie naszymi rozważaniami modlitewnymi, że zapominamy o jego pierwotnej intencji, gdyż jesteśmy tak pochłonięci modlitwą, że w danym momencie liczy się tylko to, że trwasz w modlitwie, oddajesz się jej. Z perspektywy czasu uświadamiam sobie, że Bóg był zawsze obecny w moim życiu chociaż ja sama tego tak nie odbierałam, nie czułam i niejednokrotnie dokonywał w nim cudów ocalając mnie nie raz od śmierci np. w trakcie porodu moje serduszko przestawało bić, utopiłabym się jako roczne dziecko w beczce, czy wielokrotnie na przestrzeni całego swojego życia byłabym ofiarą wypadków drogowych (nie ze swojej winy) czy też jako nastolatka zachorowałam bardzo poważnie na zapalenie płuc, a byłam osobą o słabej odporności i licznych problemach zdrowotnych. Jestem osobą, której leki z apteki w ogóle nie pomagają. Mój organizm ich po prostu ich nie toleruje. Jedyne co działa na mnie z nich to skutki uboczne. Miłosierny Bóg pomógł mi także przetrwać koszmar liceum. W jego trakcie doświadczyłam braku zrozumienia moich nieustających problemów ze zdrowiem, mojej osoby, braku akceptacji, samotności, odrzucenia przez rówieśników z klasy, obgadywania mnie, tworzenia wymyślonych historii na mój temat, spiskowania za moimi plecami klasy i nauczycielki przeciwko mnie i wielu tym podobnych rzeczy. W szkole nic mi nie wychodziło, chociaż bardzo się starałam co było bardzo trudne dla mnie jako dziewczyny, która do tej pory była wzorową uczennicą ze świadectwem z paskiem w ręku, ulubienicą niejednego nauczyciela przez to jaką pozytywną osobą zawsze byłam. Każdy dzień był dla mnie katuszą, a myśl o pójściu następnego dnia do szkoły była dla mnie bardzo bolesna i napawała mnie samymi negatywnymi emocjami, w których się pogrążałam. Wylałam oceany łez. Straciłam radość życia, wesołość, wszystko to co mnie do tej pory definiowało, uśmiech szatan chciał mnie zagarnąć dla siebie, wpakował mnie w mroki depresji młodzieńczej (choć nie zdiagnozowanej, ale moje samopoczucie, stan w jakim się znajdowałam o tym świadczył), typowe myśli po co żyję, lepiej byłoby wszystkim beze mnie itp. Żyłam jednak dalej, bo kochałam swoją malutką siostrzyczkę, która była moim największym marzeniem w dzieciństwie i przyszła na świat, gdy byłam jeszcze w gimnazjum stając się tym samym oczkiem w mojej głowie nadal licząc, że ten koszmar w końcu się skończy i zacznie się dla mnie lepszy czas, gdzie zapomnę o przykrościach doznanych w liceum od rówieśników, wychowawczyni, która nie zachowywała się wobec mnie fair. Jedynym sprzymierzeńcem z mojej klasy była pewna niepełnosprawna koleżanka, która jako jedyna nie obróciła się przeciwko mnie i dzięki niej wiedziałam co się w klasie działo jak mnie nie było. To był koszmarny czas trwający przez pierwsze 2 lata liceum. Nie dość, że cierpiałam fizycznie, bo moje życie naznaczone było ciągłym bólem, chorobą, ale i psychicznie to wszystko mnie rujnowało. Na szczęście w tych trudnych chwilach moich życiowych ciemności Bóg zesłał mi koleżanki z równoległej klasy, które też podobnie tak jak ja były takimi wyrzutkami w swojej klasie. Z tym, że różniła nas jedna zasadnicza kwestia one miały bardzo dobre zdrowie i praktycznie zawsze były w szkole, a ja przez to doznawałam licznych nieprzyjemności ze strony mojej klasy. Miałam, dzięki temu do kogo buzię otworzyć na przerwie, wyżalić się, wypowiedzieć swoje smutki, czy pożyczyć lekcje z niektórych przedmiotów, bo treści akurat mieliśmy takie same. Mimo to czułam się w szkole paskudnie, chciałam być niewidoczna na lekcjach, a najlepiej żeby moi rodzice zabrali mnie ze szkoły bym nie musiała widzieć więcej na oczy swojej klasy. Niestety nie zabrali mnie i nie załatwili mi indywidualnego nauczania ze względu na moje problemy zdrowotne, które miałam od dziecka, choć ich prosiłam. Moja mama walczyła o mnie, gdy w szkole działo mi się coś złego ze strony klasy, nauczycieli. Stawała za mną zawsze murem, choć nastolatka z objawami depresyjnymi trudna sprawa, ale mama dała radę no i jakimś cudem (teraz wiem to prawdziwy cud Boży 😉 ) i ja dotrwałam do końca liceum, chociaż wiele mnie to kosztowało. Znajomość ze wspomnianymi koleżankami nie przetrwała próby czasu i na początku studiów nasze drogi się rozeszły mimo, że tworzyłyśmy zgraną paczkę i wydawało się, że to relacja na całe życie. Bóg twierdził inaczej. Ostatni rok był lepszy zaczęło mi coś tam w szkole wychodzić i jakby było lepiej, ale i tak chciałam, żeby nastał wreszcie jego koniec. Z niecierpliwością każdego roku szkolnego wykreślałam dni do jego końca. Przeżyłam osobiste piekło liceum, ale zdałam maturę i nastał nareszcie czas studiów czasu, a osobom, które wyrządziły mi wiele przykrości przebaczyłam. Czując, że tak powinnam zrobić by móc iść dalej. Nieoczekiwanie dla siebie samej, a działo się to równolegle z moimi przejściami w liceum nawiązałam bliższą relację z koleżanką z gimnazjum, z którą więcej zaczęłam rozmawiać dopiero w ostatnich tygodniach gimnazjum. To ona była ze mną w tych trudnych chwilach mego życia. Dzisiaj, a minęło już ładnych parę lat jest ona najbliższą memu sercu osobą i trzymamy się zawsze razem. Nasz miłosierny Tata wiedział, że bardzo zależy mi na naszej relacji spełniając tym samym jedno z moich największych marzeń z dzieciństwa i ofiarował mi dar przyjaźni właśnie tej koleżanki i to w dzień narodzin swojego syna, a naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa czyniąc minione święta Bożego Narodzenia najpiękniejszymi w całym moim dotychczasowym życiu za co jestem mu ogromnie wdzięczna, zważywszy na to, że miniony rok był dla mojej rodziny trudny pod wieloma względami. To uczucie szczęścia, radości, wszelkiej pozytywności jakie mnie ogarnęło było wprost NIESAMOWITE NIEZIEMSKIE takie niespotykane, wypełniające każdą komórkę ciała czułam się po prostu SZCZĘŚLIWA, aż do samego nieba, całe dnie się uśmiechałam wiedziałam, że to co się dzieje w moim życiu, dar przyjaźni, to niewiarygodne, wspaniałe uczucie jakie mi towarzyszyło to zasługa Taty i ciężko je opisać słowami to trzeba poczuć fantastyczne doświadczenie Bożej Wielkości. Panie dziękuję Tobie z całego serca za dar przyjaźni tej osoby!!! Bądź uwielbiony na zawsze za ten dar i wszystkie łaski, którymi obdarzasz mnie i moich bliskich na co dzień!!! Kochani na koniec prosiłabym i byłabym Wam bardzo wdzięczna za wsparcie mnie w modlitwie w bardzo ważnych memu sercu intencjach o: 1. Nawrócenie, przemianę serca babci i taty oraz uświęcenie, odnowienie małżeństwa moich rodziców (tata – zbuntowana istota wobec Boga, kościoła, która z każdym dniem coraz bardziej się od niego oddala). Mama anioł kobieta walczy każdego dnia o małżeństwo, przez co też upadła bardzo na zdrowiu i już po prostu fizycznie i psychicznie ma dość i coraz trudniej jej znosić to wszystko. Sytuacja ta odbija się na funkcjonowaniu całego domu. Żal mi z całego serca mamy i 11 letniej bardzo wrażliwej, delikatnej mojej siostrzyczki, dlatego proszę o modlitewne wsparcie. Wierzę, że razem można wyprosić u naszej Mamy Maryi i Taty w niebie wiele pięknych Bożych łask;-) 2. Cudu uzdrowienia z paskudnej choroby, pogłębienie relacji z Panem Bogiem, zdrowie, siły fizyczne i psychiczne dla moje kochanej mamy oraz o to by mogła spełniać się jako żona, mama, żyć własnym życiem tak jak marzy, rozwijać się, być szczęśliwą, spełnioną osobą, bo na to bardzo zasługuje będąc wspaniała żoną i najlepszą na świecie mamą. 3. Zbliżenie do naszego niebiańskiego Taty jednej z najbliższych mi osób z mojej rodziny mojej mamy chrzestnej (ciocia jest to osoba o bardzo dobrym, empatycznym sercu, jak może zawsze wspiera nas dobrym słowem, pomoże, podzieli się tym co ma, ale niestety całe życie ma pod górkę, mam wrażenie w każdej sferze życia już od pierwszych chwil życia na tej ziemi, gdy cudem uratowała ją przetoczona krew, w szkole, w dorosłym życiu zarówno osobistym jak i zawodowym. W miłości także nie miała szczęścia). Niestety cioci życiowe doświadczenia spowodowały, że jej drogi z Panem Bogiem troszkę się rozminęły. Proszę Was bardzo w intencji cioci – za ciocię, bo ciocia sama nie poprosi Boga o jakąkolwiek pomoc dla niej samej, gdyż za dużo w niej lęku, obaw, które jak miewam zasiewa w sercu kochanej cioci szatan. 4. Dla mojej małej siostrzyczki by zawsze była zdrowa, kochana, szczęśliwa, wierzyła w siebie, swoje zdolności, pokonała swoje lęki. 5. Dla mojej przyjaciółki w intencji rozeznania woli Bożej w jej życiu, dróg życiowych, powołań, znalezienie pracy marzeń oraz pojednanie, przemianę relacji z rodzicami oraz braćmi. 6. Na koniec jeszcze jeśli bym mogła prosić to poprosiłabym o modlitwę w intencji rozeznania woli Bożej w moim życiu, mojej drogi życiowej, powołania, pomyślnego ukończenie wszystkich spraw na studiach, szczęśliwą obronę pracy magisterskiej, znalezienie pracy marzeń. Mam do Was olbrzymią prośbę, jeśli kogoś z Was chociażby w malutkim stopniu zbudowało to co napisałam przekażcie proszę moje świadectwo dalej, aby szerzyć Bożą chwałę i niechaj dzieją się Boże cuda także w życiu innych ludzi 😉 Proszę dzielcie się także swoim historiami, przeżyciami, doświadczeniami wiary, życia z Bogiem, by razem budować Bożą społeczność. Nie raz dostałam od życia po tyłku jak to mówi moja kochana mama, że miałam wiecznie pod górkę, choć po ludzku starałam się, żeby było inaczej. Teraz wiem, czuję to, że zabrakło wówczas w moim życiu tchnienia Bożego, mojej uwagi i serca skierowanego ku Bogu, takiego pełnego oddania się jego prowadzeniu, działaniu ducha Św. My sami, nasze poczynania są kruche, słabe, radości, sukcesy są ulotne, bo prawdziwa, trwała radość płynie ze stałego 24 godziny na dobę obcowania z Bogiem, postawy wdzięcznego, pokornego, ufnego, otwartego serca, dzielenia się z nim naszym smutkami, radościami, dlatego kochani otwórzmy nasze serca na piękno Bożej czystej miłości i dajmy się prowadzić jego drogami. „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. Pozdrawiam wszystkich serdecznie życząc wielu łask Bożych na co dzień oraz dziękuję tym, którzy dotrwali do końca czytając moje świadectwo. Piszę to świadectwo od wielu miesięcy, dopisując to co się dzieje w danej chwili, albo przypominam wcześniejsze wydarzenia, starając się, aby było kompletne i zawierało wszystko co Pan za wstawiennictwem Maryi czyni dla mnie i moich bliskich. Na przestrzeni tych 3 lat z nowenną naprawdę wiele się działo, dzieje w moim życiu i mam nadzieję, że pamiętałam o wszystkich otrzymanych łaskach, gdyby stało się jednak inaczej z całą pewnością napiszę o nich w kolejnym świadectwie, świadectwach. Czasem potrzeba czasu, aby coś dostrzec, zrozumieć, dlatego z całą pewnością powrócę jeszcze do moich doświadczeń z pierwszych nowenn, ale składam to świadectwo dziś. Poza tym pragnę z głębi serca, aby dobra nowina powędrowała w świat i przynosiła nieustannie Maryi, Bogu oraz całym niebiosom chwałę i zmieniała ludzkie życia. Córka Boga i Maryji
Ծիглоκэኖуπ гис
ርθβጱբ ዒилапուли и
Թэզиռу нтተзвι еւաκ миሷ
Иነիкθл ф
Еյе եдиዩиጼεζፈ уտαх
Υлиτաች օ ωνеፊεгичяχ
ተηыγаμ էձኬጋ
Аլուሲեлևղ иպևբуцωմ
ተኁиսацጷ кр չω
Ιкሖч χа
Аքуζጅчθф ըδፊнеմуթα униσоклθքո
Szczęść Boże! W swoim życiu odmówiłam 3 nowenny pompejańskie. Jestem w przededniu rozpoczęcia czwartej, wypadałoby w końcu napisać swoje świadectwo. Tym bardziej, że w ciągu ostatniego tygodnia spełniła się moja prośba,zanoszona do Maryi w drugiej nowennie. Ale po kolei. Pierwszą 'pompejankę' odmawiałam 2 lata temu. Chwyciłam się jej jako tej…Witam serdecznie !Pewnie jak każdy przeżył w swoim życiu coś, co go bardzo zmieniło, tak i mnie to spotkało. Zacznę od tego, że nigdy nie byłam za bardzo wierząca, raczej żyłam w myśli, że wierzę, ale nie praktykuję. Modlitwa, kościół to zawsze było mało ważne. Aż, do pewnego momentu ... Spotkałam chłopaka, z którym byłam w szczęśliwym związku, ( przynajmniej tak mi się wydawało) czułam się przy nim fantastycznie, aż do momentu gdzie między nami zaczęło się psuć... Na początku cały świat mi się zawalił, myślałam, że to koniec. Spotkaliśmy się, żeby sobie wszystko wyjaśnić i się rozstać, lecz tego nie zrobiło żadne z nas. Żyliśmy w niepewności kilka miesięcy, aż nagle zobaczyłam wiadomość ,, nie kocham cię ,, . Na początku pojawił się ogromny żal, złość, gniew. Ale, ja go kochałam i kocham nadal. Myślę, że skoro by mnie rzeczywiście przestał kochać to zerwał by od razu, a tego nie zrobił, wahał się ... Przemyślałam sobie wszystko i doszłam do wniosku, że strasznie się pogubiliśmy, a to dlatego, bo w naszej miłości, w naszym związku nie było Boga. Odpychaliśmy go od siebie jak tylko mogliśmy. Nagle postanowiłam, że się nie poddam i będę walczyć o niego, ale z Bogiem. Nagle poczułam potrzebę pójścia do kościoła, przystąpienia do spowiedzi i do modlitwy. Wiedziałam, że tylko Bóg może mi pomóc w tej walce. Dużo czytałam i szukałam różnych modlitw, które mogłyby mi pomóc i tak o to trafiłam na nowennę do Maryi Rozwiązującej Węzły. Zaczęłam się modlić. Od razu pierwszego dnia poczułam wewnętrzny spokój, przestałam mieć żal. Po odmówieniu 9-dniowej nowenny zdałam sobie sprawę, że źle ją odmawiałam. Przestraszyłam się i pomyślałam, że straciłam czas, ale dziwne było to uczucie, które dawało mi spokój, wewnętrzny spokój. Pomyślałam: pomodlę się jeszcze raz, tym razem dobrze. I obecnie jestem po drugiej Nowennie o rozwiązanie węzła w związku, który nie pozwala nam być razem. A teraz od momentu odmawiania pierwszej Nowenny zadziały się dla mnie rzeczy wręcz niemożliwe. Z "byłym" chłopakiem mamy kontakt, może nie jest to kontakt jaki bym chciała, ale i tak mam wrażenie, że dzieją się też rzeczy, które dają mi nadzieję i wiarę w to, że Bóg tak pokieruje naszym życiem, że będziemy jeszcze razem. A przede wszystkim, że będzie z nami jeszcze jeden członek - Bóg. Wierzę i mam wielką nadzieję na to. Lecz, też nie ukrywam, że były bardzo ciężkie dni, chwile wahania nastroju. Nie ukrywam, że pisząc to świadectwo nadal czuję delikatny niepokój i obawę. Dlatego postanowiłam, że dnia 8 grudnia w godzinę łask dla świata zrobię wszystko, aby pójść do kościoła i modlić się jak Maryja mówi w swoim objawieniu. Wierzę w świętą rodzinę i ich ogromną moc i siłę. Prześlij nam swoje świadectwo na adres e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Chciałabym podzielić się świadectwem i zachęcić wszystkich, którzy jeszcze wahają się czy podjąć się odmawiania nowenny. Kochani warto ! Nowenna niesamowicie zbliżyła mnie do Maryi, pokochałam różaniec, sprawia, że dzień jest kompletny. Odmówiłam kilkanaście razy nowennę, wymodliłam pracę, spokój wewnętrzny. Podczas odmawiania Maryja po cichu rozwiązywała wszystkie
Święta Faustyna napisała w Dzienniczku: „O, jak bardzo potrzebują dusze konające modlitwy. O Jezu, natchnij dusze, aby się często modliły za konających” (1015). Często rozmyślamy, na czym polega Boże miłosierdzie. Chcielibyśmy ponadto jak najobficiej je otrzymywać. Nie da się żyć bez niego. Ale musimy również uczyć się je okazywać. Błogosławieni miłosierni! Wcale nie mniej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu. Nawet więcej! Poza tym kto daje, ten też otrzymuje. Czy prośba św. Faustyny, by Pan Jezus natchnął „dusze” do modlitwy za konających grzeszników, jest nadal aktualna? Oczywiście – całkowicie aktualna! Na świecie żyje obecnie ponad 7 miliardów ludzi. Spośród nich w ciągu doby umiera ok. 160 tys. (o ile nie wydarzy się jakaś wielka katastrofa: trzęsienie ziemi, tsunami itp.). W czasie kiedy odmawiasz Ojcze nasz, odejdzie z tego świata ok. 50 osób, podczas odmawiania dziesiątki różańca – ok. 500. „Odchodzą” jest lepszym słowem niż „umierają”, bo umiera tylko materialne ciało, zaś niematerialna dusza (jaźń, samoświadomość) żyje nadal po śmierci ciała. Sam Pan Jezus uczy nas prawidłowego słownictwa. W mowie pożegnalnej, wkrótce przed ukrzyżowaniem, powie: „Odchodzę do Ojca” (J 16,17). Wcześniej Piotr pytał: „»Panie, dokąd chcesz odejść?«. Jezus mu odpowiedział: »Dokąd Ja idę, ty teraz nie możesz pójść ze Mną, później jednak pójdziesz«” (J 13,36). Ostatnia walka Wszystkie wielkie religie głoszą, że życie człowieka ma po śmierci swoją kontynuację, a jego jakość zależy od jakości życia tu, na ziemi. Wieczne szczęście związane jest z uczynionym dobrem, wieczne nieszczęście z uczynionym złem. Jest zbawienie i potępienie, niebo i piekło. Żeby nie pomylić dobra ze złem, otrzymaliśmy Dekalog i pochodzącą od Chrystusa naukę. Chrystus znaczy Zbawiciel. Zbawiciel mówi nam, jak osiągnąć zbawienie. „Ty masz słowa życia wiecznego” – powie św. Piotr do Jezusa (J 6,68). Konający katolik korzysta z sakramentów (pokuty, namaszczenia chorych, Eucharystii), ponieważ pragnie, aby Chrystus był z nim w ostatnich chwilach ziemskiej pielgrzymki i w ostatecznej walce. Do ostatniej chwili ziemskiej pielgrzymki człowiek ma szansę żałowania za popełnione wcześniej zło i zwrócenia się ku Bogu, który chciałby zbawić wszystkie swoje dzieci. Ale o tym wie także nasz odwieczny wróg – szatan. Dlatego ostatnie chwile doczesnego życia, decydujące o wieczności, mogą być, zwłaszcza dla grzesznika, dramatyczną walką. Z jednej strony – słyszy on ostatnie wezwanie do nawrócenia, a z drugiej – diabeł, któremu dotąd był posłuszny, nie chce wypuścić go ze swojego uścisku. Matka Boża powiedziała w Fatimie, że wielu ludzi potępia się, ponieważ nikt się za nich nie modli ani nie ofiarowuje cierpień, prosząc o potrzebne do zbawienia łaski. Dzieci fatimskie miały to robić i w ten sposób wyrywać dusze piekłu. Podobne wezwanie skierował Pan Jezus do św. Faustyny. Najpierw mówi: „Chcę cię pouczyć, jak masz ratować dusze ofiarą i modlitwą. Modlitwą i cierpieniem więcej zbawisz dusz, aniżeli misjonarz przez same tylko nauki i kazania” (Dz. 1767), a następnie: „Módl się ile możesz za konających. […] Wiedz o tym, że łaska wiecznego zbawienia niektórych dusz w ostatniej chwili zawisła od twojej modlitwy” (Dz. 1777). Te wezwania Matki Bożej i Pana Jezusa skierowane są również do każdego z nas… Wieczny los niektórych ludzi zależy od naszych działań. Stajemy wobec wielkiego zadania. Jakiś czas temu telewizja pokazywała mężczyznę, który w ostatniej chwili wyciągnął matkę i jej małe dziecko z wpadającego do rzeki samochodu. Uratować komuś życie doczesne (czyli w rzeczywistości przedłużyć je na jakiś czas) to wielka rzecz. O ile większą sprawą jest uratowanie kogoś przed potępieniem, czyli uratowanie mu życia na wieczność… Możemy to robić! Możemy robić te niewypowiedzianie wielkie rzeczy. Modlitwa zawsze wysłuchana Siostra Faustyna pisze: „Dziś wszedł do mnie Pan i rzekł: »Córko moja, dopomóż Mi zbawiać dusze. Pójdziesz do konającego grzesznika i będziesz odmawiać tę koronkę«. Nagle znalazłam się w nieznanej chacie, gdzie konał starszy człowiek w strasznych mękach. Wkoło łoża było mnóstwo szatanów i płacząca rodzina. Gdym zaczęła się modlić, rozpierzchły się duchy ciemności z sykiem i odgrażaniem mi; dusza ta uspokoiła się i pełna ufności spoczęła w Panu” (Dz. 1798). Stare przysłowie mówi: „Jakie życie, taka śmierć”. W przestrzeni duchowej nie ma próżni. Jeżeli ktoś odwraca się od Boga przez uleganie wrogim religii ideologiom, obojętność, zaniedbania czy trwanie w grzechu, daje w ten sposób miejsce do działania demonom. Tak ten człowiek wybrał, a Pan Bóg szanuje nasze wolne wybory, choćby były najtragiczniejsze w następstwach. Kocha nas i boleje nad niewłaściwymi: „Utrata każdej duszy pogrąża Mnie w śmiertelnym smutku” – powiedział do św. Faustyny. I dodał: „Zawsze Mnie pocieszasz, kiedy modlisz się za grzeszników. Najmilsza Mi jest modlitwa – to modlitwa o nawrócenie dusz grzeszników. Wiedz, córko moja, że ta modlitwa zawsze jest wysłuchana” (Dz. 1397). Wizja św. Faustyny uzmysławia nam, jak wielką rolę odgrywa modlitwa za konającego grzesznika. Ona może go ocalić; rozprasza demony i sprowadza łaskę, dzięki której grzesznikowi łatwiej zwrócić się ku Bogu. Czy faktycznie się zwróci? Czy z Bożą pomocą będzie w stanie przezwyciężyć skutki ignorowania Ewangelii – albo nawet wrogości do niej – przez lata, dziesiątki lat? Nie wiemy. Siostra Faustyna daje nam jednak zachętę, by nigdy nie tracić nadziei i do końca prosić usilnie Ojca o pomoc. Pisze: „Miłosierdzie Boże dosięga nieraz grzesznika w ostatniej chwili w sposób dziwny i tajemniczy. Na zewnątrz wszystko jakoby było stracone, lecz tak nie jest” (Dz. 1698). Te słowa nie powinny jednak uśpić naszej czujności. Wielu myśli, że skoro Bóg jest „nieskończenie miłosierny”, to człowiek nie musi się specjalnie wysilać. Fatalny błąd! Oczywiście, Pan Bóg jest miłosierny, ale i na nas spoczywa odpowiedzialność za losy swoje i bliźnich. Mamy wolność, a więc i odpowiedzialność. Święty Jan Paweł II powiedział: „Bóg zawierzył ludziom zbawienie ludzi. […] Zawierzył każdemu każdego” (Przekroczyć próg nadziei). Towarzyszyć konającym Siostra Faustyna często „towarzyszyła duszom konającym”, błagając o taką łaskę, „która zawsze zwycięża” (Dz. 1698). Co zwycięża? Demoniczne zniewolenia, konsekwencje grzechów i zaniedbań, słabość. Święta towarzyszyła nie tyle w sposób fizyczny, czuwając przy umierających siostrach w swoim klasztorze, ile duchowo, to znaczy modląc się za konających w danym momencie gdzieś na świecie. My możemy robić to samo. Pan Jezus podkreślał, że szczególną skuteczność w ratowaniu konających grzeszników ma Koronka do miłosierdzia Bożego. „Każdą duszę bronię w godzinie śmierci jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę, albo przy konającym inni odmówią” (Dz. 811). W innym miejscu mówi: „Gdy tę koronkę przy konającym odmawiać będą, stanę pomiędzy Ojcem a duszą konającą nie jako Sędzia sprawiedliwy, ale jako Zbawiciel miłosierny” (Dz. 1541). Otrzymujemy proste wskazanie i zachętę. Odmówienie Koronki trwa ok. 6 minut, a więc w czasie, kiedy będziemy się modlić, gdzieś na świecie odejdzie do wieczności ok. 700 osób (to 14 pełnych autobusów turystycznych). Będą wśród nich bardzo różni ludzie: przygotowani do odejścia przez sakramenty i tacy, którzy o sakramentach nawet nie słyszeli. Wzbudzamy intencję: „Modlę się za wszystkich, którzy umrą w czasie odmawiania tej Koronki, a zwłaszcza za tych, których zbawienie jest zagrożone. Panie Jezu, stań pomiędzy Ojcem a tymi duszami jako Zbawiciel miłosierny i nie pozwól im zginąć na wieki”. Może ktoś zapytać: „A czy w ogóle powinniśmy modlić się za różnych wojujących ateistów, terrorystów, aborcjonistów, handlarzy narkotykami itp.? Zasłużyli sobie na piekło, to mają. Sprawiedliwość musi być!”… Lekarz, kiedy przywożą do szpitala ciężko chorego, nie zastanawia się, czy ten zasłużył sobie na to, żeby go ratować. Jeżeli uda się nam w ostatniej chwili wyrwać diabłu zdobycz, chwała Panu! Wielka radość! A gdzie sprawiedliwość? Sprawiedliwości nie ma na tym świecie (wiemy to dobrze z własnych obserwacji), ale w ogóle jest. Jest sprawiedliwość i „Sędzia sprawiedliwy, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Nie nawracali się na ziemi, będą musieli pokutować w czyśćcu. Czyściec to nie żarty, tam się cierpi! Ten bolesny (czasami piekielnie bolesny, jak mówią święci) proces naprawi to, czego z własnej woli nie chcieli naprawiać. Nastąpi równocześnie sprawiedliwa kara za nie odpokutowane grzechy oraz w 100 procentach skuteczna resocjalizacja i duchowa odnowa. Czyściec, choćby miał trwać bardzo długo, w końcu przemienia nawet największych łajdaków w świętych. Żeby tylko dostali się do czyśćca! Kolejne pytanie, które w tym kontekście może się pojawić, jest następujące: „Czy powinniśmy modlić się za wyznawców innych religii: buddystów, hinduistów, muzułmanów itd.? Oni mają swoich »bogów«, swoją drogę, swoje środki zbawienia, więc nie potrzebują naszej pomocy”. Niektórzy nawet myślą i mówią, że wszystkie religie są równie dobre pod tym względem. Bardzo dziwne, gdyby tak sądzili chrześcijanie. Chrześcijanin, który nie wierzy w to, co mówi Bóg? Bo przecież słowo Boże wyraźnie stwierdza, że Jezus jest jedynym Zbawicielem świata: „I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12). Modlitwa działa Czy wiemy, jak modlitwa oddziałuje na konającego? Ciekawe świadectwo na ten temat daje Andrzej Duffek w opublikowanej książce i filmie DVD Po drugiej stronie życia. Mężczyzna ten uległ poważnemu wypadkowi. Przez prawie dwa miesiące znajdował się na granicy życia i śmierci. Jego funkcje życiowe były sztucznie podtrzymywane przez aparaturę medyczną. Wiele osób modliło się za niego. W książce opowiada o tym, jak doświadczał ich modlitwy: „To tak, jakbyś postawił kilkaset osób i kazał im mówić wszystkim naraz jakiś wiersz, i do tego z różnym tekstem. Ogólnie rzecz biorąc, wychodzi jedno wielkie »bzzz«. I z tego brzęczenia zaczęły się wyłaniać poszczególne głosy. Słyszałem pojedyncze głosy: »Zdrowaś Maryjo, łaski pełna…«, »Ojcze nasz, który jesteś w niebie…« itd. Słyszałem moją żonę, słyszałem moją siostrę. […] Wtedy w tym »duchowym stanie« potrafiłem w jednej chwili znaleźć się w tych miejscach, w których się za mnie modlono. To wszystko działo się z prędkością myśli […]. Słyszałem modlitwy podczas Mszy, którą za mnie odprawiano. Nie wiem, skąd miałem wrażenie, że odbywała się w Krakowie. […] Dopiero po kilku latach dowiedziałem się, że była taka Msza za mnie w Krakowie…”. Różaniec NMP Matka Boża prosi o różaniec za grzeszników. Wypełniajmy Jej prośby. W czasie odmawiania cząstki, czyli pięciu tajemnic, różańca odejdzie z tego świata ok. 3 tys. osób (to 3 duże kościoły wypełnione po brzegi). Chcemy towarzyszyć im w tych najważniejszych chwilach życia. Nasza modlitwa przyniesie każdemu z nich dobroczynne skutki. Pokornie prośmy o wielkie łaski dla nich. Tak czyniła św. Faustyna. Istotne byłoby zawierzenie tych osób Niepokalanemu Sercu Maryi, bo jak sama powiedziała, zwycięstwo przyjdzie przez Jej Serce: „Matko Boża, w Twoim Niepokalanym Sercu składam i zawierzam Tobie tych, którzy skonają w czasie odmawiania tego różańca. Proszę, uchroń ich od wszelkich wpływów złych duchów i uproś łaski potrzebne do zbawienia”. Pomocne byłoby rozpoczęcie modlitwy od znanego egzorcyzmu: „Potężna niebios Królowo i Pani Aniołów, Ty, która otrzymałaś od Boga posłannictwo i władzę, by zetrzeć głowę szatana, prosimy Cię pokornie, rozkaż Hufcom Anielskim, aby ścigały szatanów, stłumiły ich zuchwałość, a zwalczając ich wszędzie, strąciły do piekła. Święci Aniołowie i Archaniołowie – brońcie nas i strzeżcie nas. Amen”. Za każdym odmawianym Zdrowaś Maryjo możemy ponawiać, już teraz bez słów, akt zawierzenia konających Niepokalanemu Sercu. Oddajemy ich wciąż na nowo pod opiekę Tej, przed którą drżą demony, a równocześnie Pośredniczki Wszelkich Łask. Cóż moglibyśmy zrobić lepszego dla tych braci i sióstr?! Po modlitwie warto uświadomić sobie, co wydarzyło się w czasie jej trwania. Oto w ciągu minionych 30 minut odeszło do wieczności kilka tysięcy osób. Nie ma ich już wśród nas. Byłeś (-aś) z nimi, towarzyszyłeś (-aś) im w tych ostatnich chwilach. Twoja modlitwa pomogła wszystkim, a być może przyczyniła się do uratowania wielu od wiecznego potępienia… Nikt nie będzie cię z tej racji pokazywać w telewizji ani wręczać ci nagród czy odznaczeń. Tym lepiej. W takim przypadku nagrodę „otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych” (Łk 14,14). Najlepszy czas i najlepsze miejsce na odbieranie nagród! Teraz dopiero ocaleni zdadzą sobie sprawę z tego, jakie było ich życie. Zobaczą uczynione innym i sobie krzywdy. Zobaczą także piekło, od którego zostali w ostatniej chwili wybawieni. To z kolei napełni ich wdzięcznością do Boga i do Ciebie, największą z możliwych. Prawda o świętych obcowaniu uświadamia nam, że nie ustaje więź duchowa z tymi, którzy odeszli. Dusze w czyśćcu same sobie nie mogą pomóc, ale mogą wstawiać się za Kościołem na ziemi. Za kogo będą się modlić? Wiadomo, przede wszystkim za tych, którzy pomogli im uratować życie wieczne. Wdzięczność połączy ich z dobroczyńcami więzią najmocniejszą i na zawsze. Zyskaliśmy niezawodnych przyjaciół i orędowników. Możemy im dalej pomagać”. Modlitwa za konających może przybierać różne formy; sami znajdujmy swoje własne, nie zapominając jednak, że Pan Jezus poleca zwłaszcza Koronkę, a Matka Boża różaniec. Ofiarowanie cierpień Ratować dusze możemy także, ofiarowując za nie swoje trudy, prace, cierpienia, dobrowolne wyrzeczenia, aby przez tę ofiarę uprosić im potrzebne łaski. „Cały dzień ofiarowałam za konających grzeszników” – napisała w Dzienniczku s. Faustyna (Dz. 873). I w innym miejscu: „Chryste, daj mi dusze. Dopuszczaj, co Ci się żywnie podoba, na mnie, ale w zamian daj mi dusze. Pragnę dusz zbawienia…” (Dz. 1426). Krzyże dnia codziennego są nieuniknione. Mniejsze czy większe cierpienia fizyczne i moralne będą nam towarzyszyć, dopóki żyjemy na ziemi. Wciąż miesza się dobro ze złem, radość ze smutkiem i cierpieniem. Jesteśmy przecież wygnańcami z rajskiego ogrodu. Cierpienia skończą się dopiero, kiedy tam powrócimy. Nasze krzyże mogą mieć duże znaczenie w ratowaniu grzeszników, jeżeli świadomie ofiarujemy je Bogu. Najlepiej uczynić to w czasie Mszy św., a dokładniej w momencie przeistoczenia, to znaczy wtedy, kiedy uobecnia się w sposób niewidzialny Ofiara Chrystusa na krzyżu: „Ojcze, wszystkie swoje prace, trudy i cierpienia minionego tygodnia (dnia) łączę z męką Chrystusa i ofiarowuję je Tobie za konających grzeszników. Proszę, daj potrzebne łaski tym, którzy odejdą z tego świata dzisiaj (w ciągu najbliższego tygodnia), a których zbawienie jest zagrożone, by nie potępili się na wieki”. „O, jak niepojęte jest miłosierdzie Boże, że Pan mi pozwala przychodzić z pomocą, swą niegodną modlitwą, konającym” (Dz. 880). Siostra pisze tym razem o sobie. Dlaczego czuje się tak bardzo obdarowana?… Dlatego, że Pan zaprasza ją do niesłychanie ważnego przedsięwzięcia – ratowania innym życia. I to życia wiecznego! Daje jej więc także okazję do zdobywania wielkich, niepojętych zasług. Bo życie człowieka ma nieskończoną wartość. Ci ocaleni będą jej chlubą w dzień sądu i radością na zawsze. Szczęśliwi miłosierni! I nam Pan Bóg chce dokładnie w ten sam sposób okazać „niepojęte miłosierdzie”. I my możemy odpowiedzieć na Jego zaproszenie i ratować konających grzeszników. Kto odpowie, zbierze pewnego dnia wyjątkowo obfity plon: „Nie ustawajmy w czynieniu dobra. W odpowiednim czasie zbierzemy plon, jeżeli teraz niczego nie zaniedbamy. Dopóki mamy okazję, czyńmy dobrze wszystkim…” – mówi słowo Boże (Gal 6,9-10). O wiele więcej znajdziesz w naszym sklepie!
. 1744811375277467529768